środa, 28 października 2015

Od Vincenta do Alice

Ostatnie promienie zachodzącego słońca zaglądały do wnętrza mojej jaskini. Leżałem skulony w najdalszym jej kącie, przywarłszy do chłodnej skały. Delikatny mech uginał się pod ciężarem mojego ciała. Powieki mi ciążyły, choć noc jeszcze na dobre nie zapadła. Byłem zmęczony ostatnimi wydarzeniami-zabawa z Alice, ten straszny wypadek, pilnowanie jej. Nie miałem dużo czasu na odpoczynek, a ówcześnie spędzone chwile wyczerpywały. Teraz marzyłem tylko o śnie.
Wykonałem obrót, mech połaskotał mnie w plecy. Wpatrzony w szarość sklepienie powoli zamknąłem oczy. Rozmyślałem o wczoraj o dzisiaj i o tym, co być może będzie jutro. Rano zajrzę do Alice, by upewnić się czy dba o swoja łapę i ogólnie o jej samopoczucie. Jeśli będzie miała ochotę, to porobimy coś, co nie będzie zagrażało zdrowiu wadery. Może jestem zbyt nadopiekuńczy?
Promyczki słońca wycofały się z mojej groty, na zewnątrz zapanował mrok. Odłożyłem myśli na później-byłem zbyt spragniony snu, by zakłócać spokój umysłu takimi kwestiami. Ułożyłem się wygodnie, odetchnąłem wieczornym powietrzem i odpłynąłem w nicość, niezmąconą żadnym snem.

Zbudził mnie nieprzyjemny, mroźny powiew jesiennego wiatru. Zadrżałem, prychnąłem i przeciągnąłem się. Obróciwszy na bok spojrzałem na zewnątrz groty. Poranek, słońce zalewało uschniętą ściółkę złotawą poświatą. O ile zazwyczaj odkładam pobudkę o około pół godziny, gdy zrobi się cieplej, tak dziś zerwałem się szybciej. Zerwałem, to może nie odpowiednie słowo. Nadal ślimaczyłem się jak najedzone szczenię. Szybka poranna gimnastyk i byłem gotów na spacer. Potruchtałem ku jaskini Alice; uschnięte liście wesoło szeleściły pod moimi łapami.
Nie musiałem daleko iść by stanąć przed rezydencją wilczycy. Zastanowiłem się czy aby jeszcze nie śpi. Nadstawiłem uszu. Z groty doszło mnie stukanie pazurów o kamień i lekki trzepot skrzydeł.
-Alice? Jesteś tam? – nim skończyłem wypowiedź wadera już przede mną stała.
-Wiedziałam, że przyszedłeś.
-Jaki cudem? – spytałem podejrzliwie.
-Wyczułam. – odparła, wskazując nos. – Żadna sztuka.
-Hmm… - skinąłem głową. – Masz ochotę coś porobić? Jest co prawda jeszcze wcześnie… obudziłem cię?
Pokręciła głową, uśmiechając się poczciwie. Lekko machnęła skrzydłami, by utrzymać pewnie stanąć na trzech łapach-nadal musiała się oszczędzać.
-Masz ochotę na spacer… latanie, możemy coś upolować?
-O, to jest dobry pomysł! – ożywiła się. – Nie jadłam jeszcze śniadania… czekaj… czy ty powiedziałeś „możemy”?
Przygryzłem wargę, lustrując stan towarzyszki. Miała siłę, miała możliwości, miała ochotę. Coś drobnego nie powinno sprawić problemu. Poza tym, po wczorajszym polowanie nie miałem wątpliwości, że chciała wrócić do swej profesji.
-Nadal mam małe zastrzeżenie… ale myślę, że małe polowanko nie zaszkodzi. To co? Idziemy na zające?
<<Alice? ;3>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT