Popatrzyłam jeszcze ostatni raz na Mei zanim wyszła, a kiedy mi zniknęła
z pola widzenia, popatrzyłam na Rivaille’go i się uśmiechnęłam.
- To dobrze, że lepiej- powiedziałam. Basior przymkną oczy i się
uśmiechną. Ja też przymknęłam oczy, lecz po chwili je otworzyłam i
zaczęłam chodzić w te i we te. Mój uśmiech zmienił się na lekko
zakłopotany wraz pyszczka. Rivai również otworzył oczy i przyglądał mi
się śledząc mój każdy krok. Nagle się zatrzymałam, opuściłam łeb w dół i
zamknęłam oczy.
- Ja… Ja chciałabym cię przeprosić. W tedy, w kopalni krasnoludów…
Zacząłeś mnie nieść na grzbiecie z tą chora łapą kiedy ja zostawałam w
tyle. Powinnam była w tedy nie zgodzić się i ciebie podnieść- rzekłam.
- Bez przesady. Zresztą i tak byś mnie nie podniosła- Rivaille się lekko uśmiechną.
- Właśnie z przesadą i jak bym się uparła to bym dała radę- podniosłam
lekko łeb i też się uśmiechnęłam. Basior zaśmiał się lekko. Popatrzyłam
na niego po czym skierowałam wzrok na podłogę, podeszłam do ściany i się
położyłam.
- A ty jak się czujesz?- zapytał.
- Ja? Przecież mi nic nie jest, a tobie tak- odpowiedziałam. Basior
popatrzył się na swoją zabandażowaną łapę. Pokręcił nią trochę i
postawił.
- Do wesela się zagoi- rzekł. Uśmiechnęłam się. Byłam zadowolona z tej
chwili. Spokojnie miejsce i spokojna rozmowa. Westchnęłam.
- I… Przepraszam cię za to, kiedy wyszliśmy z kopalni krasnoludów,
skoczyłam na ciebie i się przytuliłam… Pewnie było to trochę niezręczne
dla ciebie…- powiedziałam.
- Ale ty mnie dzisiaj przepraszasz- zaśmiał się basior. Zachichotałam cicho.
<Rivaille? Wybacz mi, że takie krótkie…>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz