środa, 28 października 2015

Od Annabell c.d Vincenta

Przyglądając się z nieukrywanym zachwytem małym gadom odszepnęłam:
-Bardzo- Wysunęłam się bardziej do przodu by mieć lepszy widok, jednak stos pod moim ciężarem zaczął się osuwać. Zanim się zorientowałam wylądowałam koło smoków, które zdziwione moim pojawieniem się obserwowały moją osobe z zaciekawieniem. Gdy wstałam zamachnęłam lekko ogonem, na co smoczki naskoczyły na czarno-białą część ciała podgryzając ją i wskakując na nią. Vincent widząc to zeszedł na dół i stanął pewnie koło mnie. Spojrzałam na basiora i oznajmiłam:
-Lepiej chodźmy, zanim pojawi się ich mamusia.- Próbowałam wyjść z gniazda, jednak młode gady uniemożliwiały mi to chwytając mnie i przyciągając do siebie. Usiałam zrezygnowana i próbowałam wyswobodzić swój ogon z łap i pyszczków smoków. Vincent również pomagał mi w tym trudnym zadaniu, jednak bezskutecznie. Moglibyśmy po prostu je uderzyć czy zranić jednak nie chcieliśmy się do tego posuwać, zamierzaliśmy robić wszystko łagodnie i delikatnie. Jednak tym sposobem marnowaliśmy cenny czas. Zanim się zorientowaliśmy przyleciała smoczyca. Gad wylądował ciężko na kupce przedmiotów wykonanych z drogocennego kruszcu, który pod ciężarem matki małych zaczął zgrzytać i chrobotać. Smok spojrzał na nas swoimi żółtawymi ślepiami o zwężonych źrenicach. Łuski dorosłego gada były twarde i połyskującę o zielonkawej barwie. Na brzuchu i pod szyją stawały się one żółtawe. Skrzydła przypominały nietoperze, na rozstawionych kościach rozpościerała się użyłkowana błona, która wybrzuszała się pod wpływem ruchów powietrza. Pysk smoka był wydłużony i wyposażony w ostre białe kły, między którymi co jakiś czas można było dostrzec czerwonawy rozwidlony język. Grzbiet smoka przyozdabiały kolce, które stawały się coraz mniejsze i drobniejsze od łba do ogona. Umięśnione łapy wyposarzone w wielkie pazury udźwignęły masywne cielsko besti. Klatka smoczycy zajaśniała ukazując nam wielkie bijącę serce. Bestia otworzyła pysk, dzięki czemu mogliśmy dostrzec iż z tyłu w gardle pojawia się zalążek płomienia. Gad przybliżył swój łeb do mnie i do basiora, spodziewałam się zaras stanąć w płomieniach, dlatego szczerze zdziwłi mnie dotyk mokrego jęzora, który liznął mnie podciągając moją lekką osobę do góry. Gdy smoczyca przestała mnie lizać wylądowąłam na ziemi nie zgrabnie, nie byłam jedyną osobą którą tak potraktowała, z basiorem zrobiła to samo co ze mną. Po tym wszystkim smok wyprostował łeb, pokręcił nim lekko przyglądając nam się bacznie. Spojrząłam na małe smoczki, które dokazywały bawiąc się moim ogonem, traktowały go jak rumaka, gryzak albo przeciwnika do siłowania się. To pewnie o to chodzi matce maluchów, nie chce im zrobić krzywdy. Byłam tak pochłonięta obserwowaniem malców iż zapomniałam o obecności ich matki. Jednak szybko przypomniałam sobie o jej obecności gdy usłyszałam melodyjny głos rozchodzący się w mojej głowie:
-Dziękuje że zaopiekowaliscie się moimi malcami i nie zrobiliscie im krzywdy-Spojrzałam na basiora by upewnić się czy on też to słyszał, widząc jego zdziwione spojrzenie byłam pewna że smoczyca porozumiewa się z nami obojga.

(Vincent?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT