Przyglądając się z nieukrywanym zachwytem małym gadom odszepnęłam:
-Bardzo- Wysunęłam się bardziej do przodu by mieć lepszy widok, jednak
stos pod moim ciężarem zaczął się osuwać. Zanim się zorientowałam
wylądowałam koło smoków, które zdziwione moim pojawieniem się
obserwowały moją osobe z zaciekawieniem. Gdy wstałam zamachnęłam lekko
ogonem, na co smoczki naskoczyły na czarno-białą część ciała podgryzając
ją i wskakując na nią. Vincent widząc to zeszedł na dół i stanął
pewnie koło mnie. Spojrzałam na basiora i oznajmiłam:
-Lepiej chodźmy, zanim pojawi się ich mamusia.- Próbowałam wyjść z
gniazda, jednak młode gady uniemożliwiały mi to chwytając mnie i
przyciągając do siebie. Usiałam zrezygnowana i próbowałam wyswobodzić
swój ogon z łap i pyszczków smoków. Vincent również pomagał mi w tym
trudnym zadaniu, jednak bezskutecznie. Moglibyśmy po prostu je uderzyć
czy zranić jednak nie chcieliśmy się do tego posuwać, zamierzaliśmy
robić wszystko łagodnie i delikatnie. Jednak tym sposobem marnowaliśmy
cenny czas. Zanim się zorientowaliśmy przyleciała smoczyca. Gad
wylądował ciężko na kupce przedmiotów wykonanych z drogocennego kruszcu,
który pod ciężarem matki małych zaczął zgrzytać i chrobotać. Smok
spojrzał na nas swoimi żółtawymi ślepiami o zwężonych źrenicach. Łuski
dorosłego gada były twarde i połyskującę o zielonkawej barwie. Na
brzuchu i pod szyją stawały się one żółtawe. Skrzydła przypominały
nietoperze, na rozstawionych kościach rozpościerała się użyłkowana
błona, która wybrzuszała się pod wpływem ruchów powietrza. Pysk smoka
był wydłużony i wyposażony w ostre białe kły, między którymi co jakiś
czas można było dostrzec czerwonawy rozwidlony język. Grzbiet smoka
przyozdabiały kolce, które stawały się coraz mniejsze i drobniejsze od
łba do ogona. Umięśnione łapy wyposarzone w wielkie pazury udźwignęły
masywne cielsko besti. Klatka smoczycy zajaśniała ukazując nam wielkie
bijącę serce. Bestia otworzyła pysk, dzięki czemu mogliśmy dostrzec iż z
tyłu w gardle pojawia się zalążek płomienia. Gad przybliżył swój łeb do
mnie i do basiora, spodziewałam się zaras stanąć w płomieniach, dlatego
szczerze zdziwłi mnie dotyk mokrego jęzora, który liznął mnie
podciągając moją lekką osobę do góry. Gdy smoczyca przestała mnie lizać
wylądowąłam na ziemi nie zgrabnie, nie byłam jedyną osobą którą tak
potraktowała, z basiorem zrobiła to samo co ze mną. Po tym wszystkim
smok wyprostował łeb, pokręcił nim lekko przyglądając nam się bacznie.
Spojrząłam na małe smoczki, które dokazywały bawiąc się moim ogonem,
traktowały go jak rumaka, gryzak albo przeciwnika do siłowania się. To
pewnie o to chodzi matce maluchów, nie chce im zrobić krzywdy. Byłam tak
pochłonięta obserwowaniem malców iż zapomniałam o obecności ich matki.
Jednak szybko przypomniałam sobie o jej obecności gdy usłyszałam
melodyjny głos rozchodzący się w mojej głowie:
-Dziękuje że zaopiekowaliscie się moimi malcami i nie zrobiliscie im
krzywdy-Spojrzałam na basiora by upewnić się czy on też to słyszał,
widząc jego zdziwione spojrzenie byłam pewna że smoczyca porozumiewa się
z nami obojga.
(Vincent?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz