W pewnym momencie zatrzymałem się. Riki spojrzała na mnie nieco
zdziwiona, zapewne chciała spytać co się dzieje. Zignorowałem jej wzrok,
zacząłem krążyć między drzewami z łbem zadartym do góry. Z punktu
widzenia wadery wyglądałem teraz jakbym oszalał, ja jednak miałem
głębszy cel. Moja towarzyszka z początku przyglądała mi się w ciszy, ale
w pewnym momencie zapytała:
- Co ty robisz?
Nie odpowiedziałem, tylko tajemniczo podniosłem łapę kierując ją do
góry. Na mój psyk wcisnął się uśmiech, patrzyłem jak wadera próbuje
odgadnąć o co mi chodzi. Nie szło jej to za dobrze, wpatrywała się we
mnie czekając aż coś powiem. Przewróciłem oczami.
- Niebo. Gwiazdy. Kierując się nimi znajdziemy drogę powrotną. - powiedziałem z nutą irytacji w głosie
Riki skierowała wzrok w górę.
- Stąd nie widać gwiazd. Drzewa nam je zasłaniają. - mruknęła po chwili
- A więc musimy znaleźć jakieś wzniesienie, czy coś w tym guście. Stamtąd będzie lepszy widok. Co ty na to?
Wadera nie odpowiedziała, wzruszyła tylko ramionami. Widać nie miała
lepszego pomysłu, ja zresztą też. Musieliśmy jednak się sprężać, bo do
wschodzu Słońca pozostało niewiele czasu, więc to nie była okazja na
dyskusje. Poszedłem przodem, a Riki ruszyła za mną. Nie miałem ochoty
prowadzić z nią rozmowy, zwłaszcza że chwilę przedtem prawie pozbawiłem
ją życia. Nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy. Krążyliśmy więc w
ciszy. Mijały minuty, kwadranse, a kiedy czułem, że zaczyna mijać
pierwsza godzina poszukiwać wściekłem się i stanąłem w miejscu. Wadera
zdziwiła się, pomachała łapą na znak, że mam się ruszyć i iść dalej.
- Daj sobie spokój, to nic nie da. W środku lasu nie da się od tak znaleźć jakiejś górki. To chyba na tyle. - warknąłem
- Ej, nie poddawaj się. Może i nie wiemy którędy iść, ale jeśli będziemy
tak krążyć z pewnością znajdziemy drogę powrotną. - powiedziała
pogodnie Riki
- Będziemy krążyć dokładnie tak, jak przed chwilą. Mogą mijać godziny,
dni i tygodnie a my nie znajdziemy drogi. Nie da się dojść bez
drogowskazu. - mruknąłem
- A więc co chcesz zrobić?
- Musimy kierować się gwiazdami. Jeśli drzewa zasłaniają gwiazdy...
powinniśmy się wspiąć na drzewa. Stamtąd napewno uda nam się coś
zobaczyć, może nawet wypatrzymy jakąś drogę. - rzuciłem zamyślony
- Chcesz się wspiąć na drzewo? Ty? - prychnęła
Przekręciłem głowę. Owszem, nie należę do najbardziej zwinnych, a wizja
upadku z wysokości i skręcenia karky wzbudzała we mnie strach. Całe
dzieciństwo spędziłem jednak w górach. Niby skakanie po skałach to coś
innego niż wspinanie się po gałązkach, które w każdej chwili mogą się
złamać pod moim ciężarem, ale co mi szkodzi spróbować? Popatrzyłem
ostatni raz na moją towarzyszkę, wziąłem głęboki oddech i wyprostowałem
się dumnie. Rozejrzałem się wokół szukając drzewa o jak najgrubszych
gałęziach, a kiedy któreś wreszcie się nadawało obszedłem je wokół
szukając jak najlepszego miejsca na start. Cofnąłem się nieco i zgiąłem
przednie łapy, żeby jak najwyżej się wybić. Skoczyłem wbijając się
pazurami w korę. Na tak niskiem poziomie nie było żadnej gałęzi, więc
mogłem tylko piąć się do góry wykorzytując zaczepność pazurów. To było
dość trudne, ale podciągając się wspiąłem się na wysokość około trzech
metrów, gdzie zaczęły się piąć pierwsze gałęzie. Kiedy stanąłem na
jednej zatrzymałem się na chwilę żeby wziąść oddech. Spojrzałem przy tym
w dół, na ziemi stała Riki wpatrująca się we mnie jak na wariata. Nie
wierzyła, że mi się uda. Nie? A więc wyzwanie przyjęte. Chciałem jej
udowodnić, że dam radę. Ta myśl napełniła mnie energią, uśmiechnąłem się
drwiąco i skoczyłem w górę. Wylądowałem na kolejnej gąłęzi, a potem
skoczyłem jeszcze wyżej. Ta czynność była dużo prostsza, nawet dawała mi
trochę przyjemności. Im dalej szłem, tym gałęzie robiły się cieńsze i
bardziej od siebie oddalone, więc musiałem improwizować. Czasem
wspinałem się po pniu, czasem wbijałem w wyższą gałąź tylko przednie
łapy, a następnie się podciągałem. Zaczęło mnie ogarniać zmęczenie, ale
nie mogłem tego okazać. W końcu się zatrzymałem. Wydawało mi się, że
osiągnąłem już wystarczającą wysokość, a poza tym byłem już praktycznie
przy koronie. Słyszałem uspokajający szum liści, których wielkie
skupisko znajdowało się tuż przy mojej głowie.
- I co, ja nie dałem rady? - krzyknąłem do Riki
Wadera zaśmiała się.
- W porządku, w porządku. Widzisz gwiazdy? - spytała
No tak, w końcu po coś tu jestem. Przekręciłem głowę i spojrzałem przed
siebie. Widok mnie całkowicie oszołomił. Widziałem korony najwyższyw
drzew, spowite mgłą. Westchnąłem cicho, jednak po chwili skierowałem
wzrok wyżej. Ciemnoniebieskie niebo wydawało się być teraz tak blisko,
gwiazdy wydawały się być na wyciągnięcie ręki. Pierwsze promienie
wschodzącego Słońca, które dostrzegłem za horyzontem przywróciły mnie
jednak do rzeczywistości. Szukałem wzrokiem Gwiazdy Polarnej. Była to ta
najjaśniej świecąca, więc nie miałem trudności z odnalezieniem jej.
Potem już szło łatwiej, wypatrzyłem kilka fragmentów gwiazdozbiorów.
Moim głównym celem na tę chwilę było wyznaczenie kierunków.
- Z mojej jaskini doskonale widać zachód słońca, a więc musi być na
zachodzie... Południe jest tu, a więc zachód... - szeptałem sam do
siebie próbując wykształcić w głowie plan drogi
Z mojego punktu widzenia widać było też zarysy kilku terenów, więc po chwili wiedziałem już gdzie iść.
- Riki, już wiem! Już wiem, gdzie musimy isć! To jest w tamtą stronę. -
krzyczałem wyciągając lewą łapę i pokazując nią jakiś punkt w oddali
Szybko skakałem w dół, a po chwili znalazłem się koło wadery. Byłem szczęśliwy, wreszcie uda nam się stąd wydostać.
- Musimy iść tamtędy, chodź! - krzyknąłem z dziwnym entuzjazmem, po czym ruszyłem biegiem przed siebie
Za kilka godzin powinniśmy być na miejscu.
<Riki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz