Gdy zostałem wyciągnięty z nieprzeniknionego i niezgłębionego mroku,
pierwsze co poczułem to ostry przeszywający ból który niczym miliony
małych igiełek pulsował i kłuł w całym moim ciele. Zakaszlałem ksztusząc
się krwią wymieszaną z śliną, gdy do moich płuc dostał się zbawczy tlen
poczułem jak organy te trawii żywy ogień. Gdy opanowałem w końcu jakoś
swój organizm spojrzałem nie pewnie dookoła, zdziwiony przyjrzałem się
Marry i wychrypiałem:
-Co tu się stało?
-Umarłeś i Owari chciał przyjść po twoją duszę, jednak Yajirushi się na
to nie zgodziła i załatwiła coś z bogiem śmierci.-Próbowałem wstać
jednak, mój organizm sprzeciwił się bomardując mnie strasznym bólem.
Dlatego położyłem się ponownie na miękkiej trawie i wyszeptałem:
-Przepraszam Marry, że naraziłem cię na niebezpieczeństwo. Powinienem ci
powiedzieć całą prawde zamiast ją ukrywać. Jestem bezdusznym potworem.
-Wcale nie!-Obruszona wadera spojrzała na mnie z pewnością, uśmiechnąłem
się do niej łagodnie i oznajmiłem:
-Nie rozumiesz Marry, że jestem dla ciebie niebezpieczny, Gdyby nie
Beleth ...Z.A.B.I.Ł.B.Y.M C.I.Ę- Przeliterowałem ostanie słowa by
zrozumiała co do niej mówię.
-To moja wina- Spojrzałem na nią niedowierzając i oznajmiłem:
-Nie powinienem zmieniać postaci skoro jej nie kontroluje, jedyna wina
jest ta po mojej stronie Przepraszam też że cię
pocałowałem.-Przygnębiony dodałem:
- Nie powiedziałem ci prawdy ponieważ nie chciałem byś odeszła ode mnie.-Po dłuższym czasie dodałem cicho:
-Kocham cię
<Marry ?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz