Rozejrzałem się, jednak widok przysłaniały mi krople wody, które spadały
gęsto z czarnych chmur rozlanych po niebie niczym plama atramentu na
starym dokumencie. Błądząc i walcząc z żywiołem natrafiliśmy wreszcie na
małą grotę która znajdowała się w korzeniach starego dębu. Weszliśmy do
niej, jednak była tak mała że musieliśmy siedzieć przytuleni do siebie,
nie zaprzecze, był to bardzo przyjemny dla mnie czas. Spojrzałem w oczy
wadery i z nie pewnym uśmiechem zbliżyłem swój pyszczek jeszcze bliżej
jej. Wadera przypatrywała mi się, w jej spojrzeniu mogłem dostrzec wiele
kotłujących się emocji ,jak wahanie, radość czy zdziwienie. Poprawiłem
jej grzywkę, która nachodziła na oczy wadery. Przez nasz bliski kontakt
poczułem się pewniej, dlatego pocałowałem ją delikatnie. Nie mogłem się
powstrzymać, który normalny basior by tak nie postąpił mając przy boku
piękną waderę? Gdy odsunąłem się zawstydzony swoim postępowaniem, Marry
spojrzała na mnie zdziwiona, widziałem po niej ,że nie wiedziała co
powiedzieć, jednak to co zrobiła wywołało u mnie smutek. Wadera wybiegła
z groty i pognała w głąb lasu w tą ulewę. Słysząc grzmoty dobiegające z
czarnych chmur ruszyłem za nią, martwiłem się że stanie jej się jakaś
krzywda. Biegłem przed siebie, roglądając się we wstrzystkie strony, co
chwila do moich uszu dochodziły straszliwe grzmoty. Zanim się
zorientowałem piorun trzasnął w drzewo obok mnie, które pod wpływem
wysokiej temperatury pękło na pół. Nie zdążyłem zrobić uniku i
wylądowąłem przygnieciony pod drzewem. Na domiar złego gałęzie
zapłoneły żywym ogniem, którego nie powstrzymywała ulewa. Nie miałem
wyboru musiałem zmienić postać, jednak nie chciałem tego robić. Do
zamiany w demona zmusił mnie ogień, który zaczął trawić część pnia,
który z każdą minutą zbliżał się do mnie. Zamknąłem oczy i skupiłem się
na przemianie, poczułem po chwili przyjemne łaskotanie na całym ciele.
Większość osób myślała że jest to bardzo bolesny proceder, jednak grubo
się mylą. Gdy przemiana dobiegła końca poczułem zastrzyk energi,
odtrąciłem drzewo i wstałem gasząc ogień, by nie spalił niczego innego..
Ruszyłem przed siebie, dzięki przemianie widziałem dusze wszystkich
istot zamieszkujących las, wśród nich dostrzegłem jasno błękitną kulke
światła. Szybko ruszyłem w jej kierunku, jednak zatrzymałem się
zorientowawszy się jak wyglądam. Nie mogłem przez najbliższą godzine
zmienić się w wilka, schowałem się więc w krzakach by wadera mnie nie
zauwarzyła. Wyglądąłem zupełnie inaczej, Marry mogła mnie nie poznać. A
gdyby dowiedziała się prawdy na pewno by mnie znienawidziła, w końcu
żywiłem się duszami żywych istot, byłem potorem który ją oszukał. Jednak
los chciał najwyraźniej inaczej, zza krzaków przed waderą pojawił się
niedźwiedź o kasztanowej sierści, przemokniętej przez deszcz, który
zaryczał widząc przed sobą wilka. Skoczyłem przed siebie, omijając
wadere i lądując z gracją przed jej zdziwionym i zatroskanym pyszczkiem.
Uśmiechnąłem się do niej, jednak mój uśmiech przez wydłużone kły
wyglądał strasznie i zamiast dodawać otuchy budził obawy. Stanąłem
dumnie przed swoim przeciwnikiem, który zamachnął się ociężale łapą
wyposarzoną w zakrzywione pazury. Zrobiłem zręczny unik. Przez cios
zwierze odsłoniło swój słaby punkt jakim był brzuch, co natchmiastowo
wykorzystałem. Pojawiłem się szybko obok przeciwnika i wgryzłem się w
miękkie podbrzusze. Jednak bestia poczuwszy ból zaryczała przeraźliwie i
uderzyła mnie w bok masywną łapą. Pazury wbiły mi się w pierś
rozrywając mięśnie, skóre i ścięgna. Przez to że miałem w pysku smak
słonawej krwi, nie odczułem tak bólu wywołanego przez cios. Obraz stał
się lekko zamazany, jednak nie zwróciłem na to uwagi i dalej atakowałem
niedźwiedzia. Skakałem wokół ociężałego zwierza, kóre nie nadąrzało za
moimi atakami. Nie zabiłem jednak ofiary za szybko, miałem ochote się z
nią pobawić, dlatego zamiast przegryć tchawice wgryzałem się w łapy i
grzbiet. Czując coraz częściej smak życiodajnej cieczy zatraciłem się w
szaleństwie, nie odczuwąłem już ciosów zwierza, nawet jeśli były one
poważne. Po pewnym czasie bestia padła bez życia a nad nią uniosła się
świecąca kulka o kolorze błota i mułu. Zjadłem z satysfakcją drżącą
kuleczke. Gdy to zrobiłem poczułem przyjemne ciepło, po paru chwilach
moje rany zaczęły się goić, jednak nie które z nich nie zasklepiły się
do końca. Gdy usłyszałem trzask łamanej gałęzi odwróciłem się szybko w
tamtym kierunku, jedyne co ujrzałem to niebieskawa kuleczka, która
drżała z przerażenia. Podeszłem do następnej ofiary, jednak za nim
zaatakowałem usłyszałem w głowie dobrze mi znany głos opiekuna, który
mówił karcącym tonem tak jak kiedyś gdy zrobiłem coś nieodpowiedniego:
-Sebastianie! Opamiętaj się, to jest twoja przyjaciółka. Walcz z tym
pragnieniem. Prosze...- Znów zostałem sam otoczony tylko przez ciemność,
którą rozświetlała tylko dusza wadery. Jakaś siła zmuszała mnie bym
odebrał jej życie, jednak sprzeciwiłem się temu pragnieniu i uciekłem do
ciemności, zdala od niebieskawego światła. Gdy to zrobiłem poczułem jak
opadam z sił. Otworzyłem oczy które przez cały czas były zamknięte.
Ujrzałeem przed nosem łapy wadery, która stała przyparta do drzewa,
próbowałem wstać jednak poczułem przeszywający ból w boku i w klatce
piersiowej. Zanim straciłem przytomność wyszeptałem:
-Przepraszam ,że musiałaś to oglądać
(Marry co teraz zrobisz? ^^ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz