sobota, 24 października 2015

Od Rasuto Cd. Riki

- Hej, wszystko dobrze? - krzyknąłem
Podbiegłem do Riki, jednak nie byłem szybki na tyle, że dobiec na czas. Upadła na ziemię, leżała teraz na plecach. W chwili upadku wydała z siebie przerażający jęk, zapewne przez rany na grzbiecie. Zobaczyła, że przy niej jestem, chciała coś powiedzieć, ale nie dała rady. Zachłysnęła się powietrzem i zamknęła oczy. Delikatnie przewróciłem ją na plecy, żeby obejrzeć jej rany. Najwięcej obrażeń miała chyba na grzbiecie, po jej futrze spływała krew. Z ran lała się krew, a miejscami jakaś czarna substancja. Wzdrygnąłem się odsuwając nieco. Krew zawsze mnie obrzydzała, a w dodatku nie byłem zbyt dobrym lekarzem ani opiekunem chorych. Ale co mi zostało? W pierwszej chwili planowałem zabrać ją do medyczki, ale jak? Nie zarzucę sobie jej teraz na grzbiet, a nawet gdyby mi się udało zaniesienie jej na miejsce nie wyszłoby już tak dobrze. Więc co ja jeszcze mogę zrobić? Zostawić ją i uciekać? Nie, morlaność mi zabraniała. Musiałem opatrzyć jej rany, nie miałem tylko pomysłu jak. Widząc jednak ile krwi traci z każdą sekundą wiedziałem, że jestem zmuszony do działania. Odruchowo obkręciłem się wokół wypatrując czegoś, co pomoże mi zatamować krwawienie. Las jednak nie był dla mnie zbyt chojny, może to dlatego, że jesteśmy teraz w Lesie Śmierci, nazwa musiała zobowiązywać. W pewnym momencie mój wzrok padł na powalone drzewo po mojej prawej stronie. Było suche, unosił się z niego zapach zglinizny. Moją uwagę skupił jednak mech okalający suche gałęzie. To jest to. W mojej starej watasze właśnie za pomocą tej rośliny tamowaliśmy krwawienie. Podbiegłem więc na miejsce i zacząłem odrywać ją od kory. Nabrałem pełne naręcza i wróciłem do wilczycy. Delikatnie nałożyłem jej to na rany przyciskając lekko. No cóż, krew przestała płynąć, nic więcej nie umiałem zrobić. Odsunąłem się od niej i położyłem na ziemi wpatrując się w ranną. Oddychała lekko, nadal była nieprzytomna. Wyraz jej twarzy wyrażał jednak, że docierają do niej jakieś przebłyski rzeczywistości, głównie chyba ból. Zaraz powinna sie obudzić, dlatego podniosłem się i dotknąłem lekko jej pyska. Wiem, mało to było subtelne, ale nigdy nie było we mnie zbyt dużo czułości. Wadera nerwowo otworzyła oczy, a po jej grzbiecie przebiegł dreszcz. Zanim zdążyłem powiedzieć jej, że ma się nie ruszać odruchowo podniosła grzbiet i wyprostowała się. Reakcja była natychmiastowa, z jej grzbietu spada mech, a rany które zaczynały krzepnąć ponownie się otwierają. Wadera syczy z bólu i ponownie upada, ale tym razem zachowuje przytomność. Zamyka jednak oczy, jakby chciała się odgrodzić od tego wszystkiego. Patrzę na nią i warczę pod nosem jakieś przekleństwa. Zdaję sobie sprawę z tego, że to był odruch, ale nie mam pomysłu jak mam jej teraz pomóc. Siadam na ziemi i desperacko warczę przez zacisnięte zęby. Ona się tu zaraz wykrwawi. Nie tracę jednak nadzieji, gorączkowo szukam w myślach jakiegoś rozwiązania. I znajduję. Do głowy przychodzi mi jedna z moich mocy, przywoływanie Fioletowych Płomieni Czułem jednak, że muszę spróbować, to jedyne co mogę zrobić dla wadery. Siadam więc blisko niej, przysuwam się. Podnoszę łapę i kładę ją na grzbiecie wilczycy, na jednej z ran. Riki zajęczała z bólu, powiedziała że mam ją zostawić. Ja jednak to zignorowałem, wziąłem głęboki oddech i skupiłem się na rytmie mojego serca. Czuję nagły przypływ energii, który rozchodzi się po moim organiźmie. Na końcówkach futra pojawiają się purpurowe iskry, a ja czuję błogi spokój. Wkrótce ogień okala całą moją łapę, a następnie przenosi się na Riki. Jej futro zmienia barwę na kruczoczarne, kątem oka wpatruję się w jej rany. Powoli zaczynają się kurczyć, robią się coraz mniejsze. Jeszcze trochę, myślę i biorę kolejny głęboki wdech. Udało się, rany wadery całkowicie znikają. Na jej futro wracają kolorowe akcenty, ja natomiast przez moment czuję uczucie podobne do porażenia prądem, magiczny ogień znika. Uchylam głowę w dół i dyszę ciężo, Riki naromiast delikatnie podniosła się i zaczęła oglądać swoje futro, aby upewnić się że wszystko jest dobrze. Było w porządku, więc uśmiechnęła się i wyszeptała jakieś słowa podziękowania. Kiwnąłem głową i stopniowo uspokajałem oddech. Wadera zapewne była jeszcze osłabiona, ale nie dawała tego po sobie poznać. Rozejrzała się na wszystkie strony i pytająco spojrzała mi w oczy. No tak, nadal jesteśmy uwięzieni w tym lesie.
<Riki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT