Raz kozie śmierć, zanurzyłem głowę i po długiej walce z samym sobą
wziąłem nie pewny wdech. Ku mojemu zdziwieniu zamiast wody do moich płuc
dostał się życiodajny tlen. Dla pewności zrobiłem parę wdechów i
wydechów. Rozejrzałem się, dno rzeki porastały różno kolorowe glony,
które delikatnie falowały pod wpływem nurtu, gdzie nie gdzie można było
spotkać podwodnych mieszkańców jak wielokolorowe ryby, ślimaki, a nawet
żółwie. Po jakimś czasie wynurzyłem się i spojrzawszy na waderę
oznajmiłem z szerokim uśmiechem:
-Choć pozwiedzamy trochę podwodny świat-Przyjrzawszy się falującej tafli wody dodałem:
-Jednak może chodźmy nad jakieś jezioro
-Dobrze-Ruszyliśmy raźno przed siebie, wolałem nie pływać w rzece,
obawiałem się o skrzydła wadery, wydawały się takie delikatne. Gdy
dotarliśmy nad jezioro przyjrzałem się turkusowej i krystalicznej
wodzie, zanurzyłem powoli przednią łapę. Woda była strasznie zimna, w
końcu nastała jesień. Jednak bez większych oporów zanurzyłem się i po
chwili znajdowałem się pod wodą. Po paru sekundach Alice znalazła się
obok mnie
(Przepraszam, że takie krótkie jednak wena mnie opuściła :/ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz