- Nie, ja podziękuję. Nie przywykłem odbierać waderom pożywienia. - odparłem śmiejąc się pod nosem
- To byłoby coś w rodzaju prezentu... - odpowiedziała wilczyca
- A ja nie przyjmuję prezentów od nieznajomych. - powiedziałem wybuchając śmiechem.
Dziś miałem wyjątkowo dobry humor, dlatego chciałem się nieco podroczyć z wilczycą. Zresztą brakowało mi dzisiaj rozrywki.
- Nieznajomą? Poznałeś już moję imię. - mruknęła śmiejąc się po nosem
- Poznałem twoje imię, ale nie poznałem ciebie. To może się jednak
zmienić, co powiesz na mały spacerek? - zaproponowałem z zawadiackim
uśmiechem
- W sumie to co mi szkodzi. Daj mi tylko dokończyć jelenia- odparła wzruszając ramionami
Odsunąłem się nieco kładąc się na ziemi. Przekręciłem lekko głowę
przypatrując się Riki. W sumie to nic ciekawego, bo takie sceny widuje
się na codzień. Przymknąłem więc oczy wsłuchując się w dźwięki natury.
Wokół śpiewały ptaki, wiatr szumił w drzewach. Najpiękniejszą muzykę
tworzyła natura. Niestety, (a może na szczęście?) chwilę później do
rzeczywistości przywrócił mnie głos Riki.
- Rasuto, ty śpisz? - zaśmiała się
Szybko otworzyłem oczy i odruchowo kiwnąłem szybko głową na boki, jakbym chciał odsunąć od siebie wszystkie myśli.
- Ja? Nie, nie... Wiesz co, może powiedz gdzie najpierw chcesz iść. -
powiedziałem jednym tchem, bo nadal miałem problem z takim nagłym
przebudzeniem z głębokiej zadumy.
- Może do Amfiteatru? - zaproponowała
Pomyślmy. Wizja zebrania się z innymi wilkami i oglądanie jak recytują
wyryte na pamięć teksty bez więszkego znaczenia raczej mnie odrzuciła.
- Znam lepsze miejsce, chodź! - powiedziałem, po czym nie czekając na odpowiedź rzuciłem się do biegu
Riki pobiegła za mną. Z początku zostawała z tyłu, ale chwilę później
dobiegła do mnie, a nawet zaczęła mnie wyprzedzać. Uśmiechnęła się
triumflanie, kiedy znalazła się może dwa metry przede mną. Czyli
wyścigi? Wyzwanie przyjęte! Zacząłem biec ile tylko sił w łapach i udało
mi się znaleźć z wilczycą w jednej lini. Wyścig trwał jeszcze dłużej,
ale przez większość czasu kiedy tylko któreś z nas wysunęło się do
przodu, drugie natychmiast go doganiało. W najbardziej ekscytującym
momencie, kiedy udało mi się zyskać nieco przewagi skupiłem się na biegu
aż tak mocno, że nie zauważyłem korzenia wystającego z ziemi.
Zachaczyłem o niego łapą i przekoziołkowałem do przodu lądując na
piachu. Przeklnąłem pod nosem na tyle cicho, że wadera tego nie
usłyszała, po czym podniosłem się i stanąłem na równe łapy. Wprawdzie
musiałem wyglądać głupio i bolała mnie łapa, duma kazała mi udawać żę
jest w porządku i nic się nie stało. Widząc moją postawę Riki
oszczędziła sobie pytań o to, czy wszystko w porządku, za co byłem jej
niezwykle wdzięczny. Zapadła cisza i dopiero teraz rozejrzałem się
wokół. Biegnąc nie zwracaliśmy uwagi na odległość, którą pokonujemy,
więc teraz nie bardzo wiedziałem gdzie jesteśmy. Właściwie to mogła być
zasługa tego, że jestem tu dopiero drugi dzień i nie miałem okazji
zwiedzić jeszcze wszytkich terenów. Posłałem więc pytające spojrzenie
waderze, bo miałem nadzieję, że ona wie gdzie trafiliśmy. Jej oczy były
jednak smutne i malować się w nich strach. Po wyrazie jej twarzy można
było uznać, że nie jest dobrze.
- Jesteśmy w Lesie Śmierci. - wyszeptała
Las Śmierci? Przymrużyłem oczy starając się przypomnieć sobie, gdzie
słyszałem tą nazwę. Wróciłem myślami do chwili, w której Ashita przyjęła
mnie do watahy. Opowiadała mi o terenach, a tym także o Lesie Śmierci.
Według jej historii miejsce to jest zamieszkiwane przez potwory i groźne
stworzenia. Czy coś w tym rodzaju.
- Spokojnie, nic się nie dzieje. Poszukamy jakiejś drogi i zaraz wrócimy
na mniej niebezpieczne tereny watahy. Będzie dobrze, słyszysz? -
mówiłem starając się uspokoić Riki
Kiwnęła lekko głową. Rozejrzałem się wokół, by wiedzieć z czym mam
właściwie do czynienia. No cóż, las jak las. Wyjątkiem był może mrok
okalający całą krainę. Spojrzałem do góry zastanawiając się, dlaczego
nie dociera tu tyle światła słonecznego jak w normalnym lesie. Korony
drzew nie były aż tak obszerne, żeby blokować promienie. Zapewne była to
zasługa czarnej magii. Do moich uszu dochodziły tajemnicze szepty, nie
mogłem zlokalizować miejsca z którego dokładnie pochodzą. Starałem się
jednak zachować spokój, w końcu musiałem nas stąd wyprowadzić.
- To chyba tędy. - mruknąłem wskazując łapą na zachód
Starałem się zlokalizować drogę, którą biegliśmy poprzednio, ale po
drodze mijaliśmy wiele zakrętów i zmienialiśmy ścieżki. Nie wybrałem
sobie żadnego punktu odniesienia, a moja orientacja w terenie nie była
najlepsza. Chciałem z początku wytropić drogę po zapachu, ale duszący
zapach siarki zagłuszyć jakiekolwiek inne wonie. Poza oczywiście
zapachem krwi, ale ta myśl przerażała mnie tak bardzo, że nie chciałem
się na tym skupiać. Nie mogłem, nie mogłem. W mojej głowie szalało tyle
myśli, czułem że to miejsce doprowadza mnie do szaleństwa. Wziąłem
jednak głęboki oddech i ruszyłem przed siebie, dając Riki znak, aby szła
za mną. Ostrożnie stawiałem łapy na trawie w kolorze popiołu, jakby
zaraz miała wybuchnąć. Kręciłem uszami na wszystkie strony i nagle
usłyszałem za sobą jakiś dźwięk. Odwróciłem się szybko i rozejrzałem
wokół, ale moje oczy nie wykrywały żadnego podejrzanego kształtu.
Pomyślałem, że to musiało mi się przywidzieć. Ponownie skierowałem wzrok
w kierunku, w jakim poprzednio stała wadera, jednak teraz jej nie było!
Nie było jej przy mnie, a szła dosłownie kilka centymetrów odemnie.
Odwróciłem się na sekundę, a ona zniknęło. To wyglądało tak, jakby
rozpłynęła się w powietrzu. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, co
mogło jej się stać. Porwała ją. Jakaś mroczna siła. Waru? Demony? Coś
jeszcze innego? W tym momencie usłyszałem przeraźliwy krzyk. Dochodził
jakby znikąd, tak samo jak poprzednie szepty. Roznosił się po cąłym
lesie, raniąc moje uszy i przebijając się przez czaszkę. To był krzyk
Riki.
- Riki! - wrasznąłem odruchowo. - Riki, już biegnę!
Rzuciłem się przed siebie, choć nawet nie wiedziałem, gdzie ona jest.
Byłem skazany tylko na swój łut szczęścia i ryzyko. Musiałem liczyć
tylko na siebie, a przecież powoli zaczynałem wariować.
<Riki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz