Uniosłem jedną brew wpatrując się w wilki. Tyle? Wystarczyło, że poznali
moje imię a już przyjęli mnie do watahy. A co by było, gdyby okazało
się że jestem jakimś terrorystą? Zaśmiałem się w duchu, po czym stanąłem
dumnie się prostując. Stanąłem przed przywódcami zginając się
nieznacznie w parodii ukłonu. Zdecydowanie więcej w tym było ironii niż
szacunku. Samica Alfa spojrzała na mnie zdziwiona, jej partner również
zmienił wyraz pyska. Ich zakłopotane myśli rozśmieszyły mnie na tyle, że
zrezygnowałem z dalszych żartów. Skinąłem głową mrucząc coś w rodzaju
podziękowania. Zuko rzucił równie ciche słowa pożegnania, po czym razem z
Ashitą zniknęli w swojej jaskini. Kiedy zostaliśmy sami Klairney
spojrzała na mnie pytającym wzrokiem
- Potrzebujesz jeszcze czegoś? - spytała po chwili
Wzruszyłem ramionami, po czym przecząco kiwnąłem głową. Zapadła cisza.
Mi ona nie przeszkadzała, ale po waderze widać było, że czuje się
niezręcznie.
- To ja chyba... Ja chyba już pójdę. Jakbyś czegoś potrzebował, to wiesz
gdzie mnie znaleźć. Do zobaczenia. - powiedziała po chwili machając
nieśmiało łapką
Odmachałem jej nieco bardziej energicznie. Wadera odwróciła się i wolnym
krokiem ruszyła przed siebie. Chwilę wpatrywałem się nieprzytomnie w
miejsce, w którym stała jeszcze nie tak dawno, ale po chwili ja również
podniosłem się z miejsca. Miałem ochotę trochę pozwiedzać, a przy okazji
znaleźć sobie jakąś jaskinię. Tej nocy chyba nie mogę już liczyć na to,
że ktoś zaproponuje mi nocleg u siebie. Wstaję z miejsca prostując
grzbiet, po czym rozglądam się wokół. Kurde, jednak mogłem poprosić
Klair o to, żeby nieco mnie oprowadziła. Jej już tutaj nie ma, dlatego
wybieram pierwszą lepszą ścieżkę i liczę na łut szczęścia. Szuram łapami
po suchej ziemi i znudzony brnę przed siebie. Słońce niemiłosiernie
pali mnie w grzbiet, panuje dość ostry upał. A może tylko mi się tak
wydaje? Jestem raczej z tym, którzy znacząco unikają promieni. Zamyślony
nawet nie czuję, ile czasu upłynęło od czasu rozpoczęcia wędrówki. W
końcu jednak udaje mi się dojść na miejsce, znajduję jakąś grotę
niedaleko lasu. Wchodzę do niej i odruchowo pytam, czy nikogo tu nie ma.
Nikt mi nie odpowiada, więc dla pewności idę jeszcze głębiej, ale
jaskinia jest pusta. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym oparłem się o
kamienny słup. W grocie panuje przyjemne zimno, odprężam się i odruchowo
zamykam oczy. Poprzedniej nocy nie zmrużyłem oka, gdy tylko przestało
padać wyszedłem na zewnątrz. Noc była piękna, idealna do obserwacji
gwiazd. Nie mogłem przegapić takiej okazji. Wracając myślami do tamtej
chwili ziewam, i zanim zdąże się zorientować zasypiam.
***
Otworzyłem oczy. Półprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się wokół. Kiedy
zorietnowałem się, że przysnąłem natychmiast podniosłem się z miejsca i
podbiegłem do wyjścia jaskini. Wyjrzałem na zewnątrz, gdzie zobaczyłem
ciemne niebo ozdobione różowo-żółtymi promieniami. Zachód Słońca.
Musiałem nieźle przysnąć. Wybiegam przed jaskinię i biorę głęboki wdech.
Powietrze jest rześkie, temperatura trochę opadła. W sumie to jest
idealna pogoda. Wzruszyłem ramionami i postanowiłem pójść pozwiedzać
tereny, w końcu nadarzyła się idealna okazja. Z racji, że byłem wyspany
pierwsze tereny pokonałem szybkim marszem, a niekiedy biegiem. Nie
chciałem zbytnio zachwycać się przyrodą, bo to nie w moim stylu.
Chciałem tylko wiedzieć co i jak. Po dłuższej chwili dotarłem na
wodospad. Było to dość urocze miejsce, schowane między drzewami. Nad
zbiornikem unosiła się delikatna tęcza, zasługa ostatnich promieni
słońca. Podszedłem do brzegu w celu zwilżenia pyska w wodzie, ale w tym
momencie mój wzrok zatrzymał się na pewnej istocie. Centymetry od wody
siedziała Klairney. Nie zauważyła mnie, bo wzrok miała skierowany w
fale, a ja podszedłem dosyć cicho. Do głowy wpadła mi pewna myśl.
Zakradłem się od tyłu i zanim wadera zdążyło zareagować popchnąłem ją
lekko. Wleciała do wody z pluskiem.
- Ej! - jęknęła lekko zdenerwowana
Po chwili jednak na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Za co to było? - zaśmiała się delikatnie
- Myślałem, że lubisz wodę. - powiedziałem ze śmiechem
Podałem jej łapę i pomogłem wyjść na brzeg.
- Wybacz. - powiedziałem nadal chichocząc
Miałem nadzieję, że nie obrazi się zbyt mocno.
<Klairney? Brak pomysłu.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz