-Hej. Toshiro do planety Meredith, słyszysz mnie?
Ocknęłam się natychmiast, gdy zrozumiałam kto „złożył mi wizytę”.
-A niech to- pomyślałam. Chyba Lulu mnie wydał.
-Toshiro...-zaczęłam zaspana.- Ja... To znaczy...
Spojrzałam w bok, aby nie widzieć pyszczka Tośka.
-Mei, coś ty znowu wymyśliła? Martwiliśmy się o Ciebie.
Mój przyjaciel był zdenerwowany i zły. Czułam, jak emanowały od niego
te uczucia. Otaczający nas las sprzyjał kiepskiemu klimatowi.
Postanowiłam odrobinę nakłamać basiorowi.
-Toshiro, spokojnie, ja tylko chciałam się przejść. Ostatnio byłam
jakaś taka spięta. Szukałam, więc miejsca, w którym mogłabym się...
Hmm... Zrelaksować? - zrobiłam fałszywy uśmiech i spojrzałam na wilka.
-Wybrałaś do tego ten las... Meredith, czy ty masz mnie za kretyna?
Przecież widzę, że kłamiesz- powiedział ostrym tonem.- Chodź, wracamy na
tereny naszej watahy.
Chyba, jednak nie wszystko ułożyło się po mojej myśli.
Ale wataha... Nie ma mowy. Powrót cofnąłby mnie na start. Wiedziałam,
że Tosh nie pozwoliłby mi tu zostać,a szczególnie w samotności.
Wolałabym pozostawić basiora w stanie nienaruszonym, ale inaczej nie dam
rady mu się wyrwać.
-To-Toshiro... spójrz... za siebie...- udałam przestraszoną. Kiedy
przyjaciel obejrzał się do tyłu, utworzyłam Kulę Wiatru. Zaatakowałam ze
łzami w oczach.
-Przepraszam- rzekłam.
Toshiro upadł. Uderzyłam go na tyle słabo, że za jakieś 20 minut ocknie
się. Nie miałam zatem wiele czasu na odejście daleko. Czułam się źle,
zostawiając tam mego przyjaciela. Przeczucia mówiły mi, że gdyby ruszył
ze mną, spotkałoby go coś gorszego. Szkoda tylko, iż me myśli się
potwierdziły, a ja nie dałam rady zrobić z tym za wiele.
<Toshiro? Po części brak weny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz