Słońce świeciło, ptaki śpiewały, a wiatr delikatnie wiał. Delektowałam się uroczym widokiem kwiatów. Moje rozmyślania przerwał głos Tośka.
- Wrócimy tu jeszcze kiedyś? - zapytał. - Niedługo będziemy musieli się zbierać.
- Koniecznie musimy tu wrócić. Choć może następnym razem weźmy ze sobą Ashitę i Zuko. Wiem, że kochaja takie łąki, i może jeszcze Amicę i Gallardo! - Zaczęłam powoli wymieniać kiedy basior szturchnął mnie w bok.
- Na wszystko przyjdzie pora - zaśmiał się. - Teraz tylko musimy wrócić do watahy.
- Hm... Racja. - odparłam wstając i zaczynając iść przed siebie. Zrobiłam kilka kroków kiedy zauważyłam, że Toshiro nadal siedzi na polanie. Chyba nad czymś rozmyślał. Pobiegłam w jego stronę przewracając go.
- Idziesz czy nie? - spytałam znowu kierując się w las.
- Idę - mruknął.
Ruszyliśmy do lasku który był dosyć blisko. Las przypominał puszczę, mnóstwo drzew, gałęzi które niepotrzebnie zwisały ku ziemi. Krzaki co krok i oczywiście te dźwięki. Co jakiś czas wydawało mi się, że słyszę wilki z watahy. To pewnie tylko złudzenie. Szliśmy powoli, a za każdym krokiem pod naszymi łapami łamały się jakieś gałązki. Szliśmy tak kilka minut kiedy przed nami ukazał się obraz watahy. Machnęłam łapką. Wyobrażenie zniknęło.
- Musimy uważać - przerwałam ciszę panującą dookoła. basior kiwnął głową na znak zgody. Poszliśmy dalej, weszliśmy w mgłę. Kiedy wyszłam z tej mgły, zauważyłam, że nie ma przy mnie Tośka. Zaniepokoiłam się. Wokół mnie była ciemność, dziwne zimno unoszące się w powietrzu. Przede mną łąka... szczeniaki i radość. Wierząc w tą wizję zaczęłam biec. Kiedy już ten obraz zabawy i szczęścia był przede mną...rozwiał się w powietrzu. Ja za to siedziałam na jakimś drzewie. Na niebie była pustka.
<Tosh? O co chodzi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz