- To... Co teraz robimy? - wypalił mój towarzysz.
Zanim odpowiedziałam to najpierw spojrzałam w niebo. Słońce mocno grzało.
- Chodźmy nad Mizu no Yume - odpowiedziałam po chwili.
- Hm, czemu nie? - odparł obojętnie.
Machnęłam łapką i poszłam w las. Basior ruszył za mną. Po drodze
rozmawialiśmy o sztuce. Obojgu nam się podobała choć bywały i negatywne
komentarze na temat przedstawienia. Mimo to było dosyć dużo śmiechu -
przynajmniej dla mnie. Sama droga powinna zajać nam około godziny, a
zleciało w jakieś 15 minut. Dotarliśmy do ślicznego lasku. Przez sam
środek przepływała rzeczka z krystalicznie czystą wodą. Mome, że bywałam
już tu, to i tak moje serce napełniło szczęście. Położyłam się przy
rzeczce, a Drizzix usiadł obok. Chwilę tak siedzieliśmy kiedy dobiegł do
nas dźwięk śmiechu. Tak jakby ktoś się świetnie bawił. Zerwałam się
energicznie z miejsca i pobiegłam w tamtym kierunku. Wiadomo przecież,
że jestem istnym magnesem na dobrą zabawę, po prostu kocham to. Drizzix
nie ustępował mnie ani na krok. W końcu dobiegliśmy na Jushiri gdzie pod
drzewami siedzieli: Gallardo i Amica. Uśmiechnęłam się ciepło i
powiedziałam:
- Pod drzewami siedzą Amica i Gallardo.
- Tak - przytaknął.
Po chwili podbiegły do nas dwa szczeniaki. Były to dzieci Amici i
Gallardo - Avrilla i Milo. Jakże one słodkie. Uśmiechnęłam się.
- Witajcie, jestem Klairney ale mówcie mi Klair.
- Cześć Klair - odpowiedziały chórem.
- A ten pan to kto? - spytała waderka.
- To Drizzix, jeden z wilków z watahy. - odparłam. - Jeśli pozwolicie to już pójdziemy.
- Nie! Zostańcie! - Krzyknął Milo łapiąc mnie za ogon.
- W sumie czemu nie... Drizzix? Zostajemy? - spytałam.
<Drizzix? Decyzja twoja>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz