Głośno przełknąłem ślinę na widok tych wszystkich narzędzi.Annabell
cofnęła się kilka kroków do tyłu.Widziałem już co muszę zrobić,ale nie
wiedziałem jak.Zdobycie tego klucza wydawało się być prawie
niemożliwe,ale innej drogi nie było.Rozejrzałem się dookoła.Na trybunach
siedzieli ludzie,śmieli się i wesoło rozmawiali jak gdyby nie widzieli
tych wszystkich noży i batów.Psychiczny dyrektor,postawił na środku
Areny obręcz,a następnie gestem ręki nakazał mi skok .
- To chyba nie będzie takie trudne - Szepnąłem do Ann
Podszedłem do brzegu areny i zacząłem biec w kierunku
przeszkody.Skoczyłem przez nią gładko lądując na ziemi.Czekałem na to co
stanie się za chwilę,lecz nie spodziewałem się tego co miało
miejsce.Człowiek,podniósł rękę i zamachnął się na mnie batem.Bat sykiem
przeciął powietrze i uderzył mnie w plecy.Poczułem piekący ból.Nie
przeszkadzał mi on za bardzo,lecz zdziwiło mnie to,że Ludzie zaczęli
klaskać z ożywieniem.Pozatym nie wiedziałem za co oberwałem skoro
normalnie przeskoczyłem.Mężczyzna spojrzał na Ann i nakazał jej
skoczyć.Widziała co ją czeka.Podkuliła ogon i odeszła kawałek by wsiąść
rozbieg.Podbiegła i skoczyła,a Facet podniósł rękę by smagnąć ją
batem,ale wtedy ja skoczyłem na niego zatapiając kły w jego ręce.Ann
korzystając z chwili zerwała klucz z jego szyi i trzymając go w zębach
obiegła na bezpieczną odległość.Puściłem Mężczyznę ,a z jego ręki
zaczęła cieknąć szkarłatna krew.Już miałem podbiec do Ann gdy ten typ
złapał mnie za nogę mówiąc
- Niegrzeczny piesek,chyba nigdy nie był tresowany
Założył mi na szyję metalową obrożę przyczepioną do łańcucha
< Ann ? Co dalej ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz