środa, 15 lipca 2015

Od Vincenta do Charlotte

Przedzierałem się przez gęste zarośla. Mój krok był ciężki, a oddech-szybki i nieregularny. Furia mnie wyczerpała, potrzebowałam pomocy, lecz nie chciałem, aby Ashita i ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Chciałem być sam…
Upadłem. Potknąłem się o wystający konar i zaryłem nosem o glebę. Gdy tak leżałem, odkryłem, iż ziemia tutaj jest nieco miększa niż kilka metrów za mną. To oznaczało tylko jedno-gdzieś niedaleko musiał być strumień. Zmusiłem się do wstania, zatoczyłem się, lecz zdołałem utrzymać pion. Nieco chwiejnie pokuśtykałem-rana na prawej łapie zaczęła się odzywać-w stronę domniemanego źródła wody. Nie myliłem, się zaraz za kolejną krzaczastą przesz togą szumiał beztrosko strumyk. Wziąłem kilka głębokich łyków, opadłem na pulchny brzeg i leniwie chlapałem wodą na swą pierś i pysk, by zmyć z nich czarną krew Waru. Czynność ta trwała dłuższą chwilkę, aż w końcu moje futro było dostatecznie czyste. Zająłem się czyszczeniem kary na łapie. Nie była głęboka, lecz wyglądała nieciekawie-poszarpane brzegi i niepokojąco dużo szkarłatu. Będę musiał wrócić po swoich śladach, a następnie udać się za wonią Ashity. Zapewne zabrała Tiamo do jakiegoś Medyka czy coś, albo w okolicę magicznego źródełka czy innych tego typu rzeczy. Ból był okropny. Wstałem, próbując oszczędzać ranną łapę, lecz moja niepewna postawa, zmęczenie znacznie to utrudniały.
Usłyszałem wycie. Postawiłem uszy, myśląc, czy słuch nie Plata mi figla. Czasem naprawdę był zwodniczy. Wołanie jednak powtórzyło się, a ja odnalazłem wzrokiem waderę, która chciała tym zwrócić moją uwagę. Przyglądałem jej się przez chwilę, lecz była za daleko, bym mógł postrzec jakieś szczegóły jej aparycji-tylko biała sierść i długi ogon o różnych odcieniach błękitu. Nieznajoma, upewniona, iż ją widzę, zbliżyła się. Z pewnością była młodsza ode mnie, ale niewiele-może o rok. Oprócz ogona miała również niebieskie „x” na łopatkach, nos i linię pod oczami. W chodzie spostrzegłem, że spód jej łap również widnieje w takowej barwie. Za ucho miała wpięte dwa niebiesko-czarne pióra. Oczy- niespodzianka-też niebieskie, w dodatku o miłym wyrazie. Uśmiechnęła się do mnie nieco niepewnie.
-Cześć. – zaczęła. – Jestem Charlotte.
-Ja jestem Vincent. – odparłem, obdarowując waderę uśmiechem, dzięki czemu poczuła się pewniej. – Co cię tu sprowadza? Chcesz się napić wody? – wskazałem strumyk.
-Właściwie to… - zaczęła, rozglądając się wokół, nagle jednak jej wzrok zatrzymał się na moich łapach, a przyjazny wyraz pyszczka ustąpił miejsca zaniepokojeniu. – wszystko dobrze? Krwawisz. Poważnie.
-To nie groźne.
-Ja jednak myślę, że tak. Dobrze się czujesz?
-Widać po mnie, że wszystko okey?
-No właśnie nie. – skrzywiła się. – Powinien cię zobaczyć Medyk, Uzdrowiciel, ktokolwiek. Natychmiast.
Zgodziłem się z waderą. Ruszyłem po swoich śladach, lecz nie przeszedłem dużo, gdyż zaraz łapy się pode mną ugięły. Charlotte zareagowała na tyle szybko, by chronić mnie przed upadkiem, lecz nie miała dość siły by utrzymać mnie na długo.
-Idę z tobą. – orzekła, gdy ustawiła mnie do pionu. – Masz w watasze Medyka, prawda?
-Nie wiem. – przyznałem. – Nie należę do niej długo, ledwie… pół dnia?
-No to nieźle. – westchnęła.
-Ale wiem, mniej więcej, gdzie jest Alfa. Pomoże mi.
-Ale i tak idę z tobą. – uparła się.
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się słabo. Ruszyliśmy w drogę, powoli, krok po kroczku.
<<Charlotte? Dokończysz? ;3>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT