Przechadzka zawsze dobrze mi robiła, zawsze. Potrafiłam wszystko
przemyśleć na czysto, każdą rzecz, która wymagała mojego przemyślenia.
Tym razem wybrałam się w miejsce, którego nazwy nie znałam, a mapy nie
miałam. Okolica zarośnięta była lasami liściastymi, a wokoło widać małe
jeziora i jeziorka. Takie tereny podmokłe. Od razu, po wkroczeniu w to
miejsce, znienawidziłam je. Jednak zaintrygowała mnie dziwna mgiełka
jaka unosiła się lekko nad ziemią. Owa mgiełka błyszczała na różne
kolory tęczy, głównie na srebro, fiolet i zieleń. Mgła miała cudowny
zapach trawy i jabłek. Były to moje dwa ulubione zapachy, więc ułożyłam
się na miękkiej trawie, a wokoło mnie mgła przepływała lekko i radośnie.
Nagle poczułam inny zapach, niepsaujący do reszty śiwata jaki mnie
otaczał, świata mgiełek i kolorów tęczy. Zapach wilków, dwóch. Chyba
zbliżali się,ponieważ ich woń była coraz bardziej natarczywa i zakłócała
mój spokój. Szybko wstałam i pobiegłam schować się za najbliższe
drzewo. W czasie, gdy ten się znalalazłam głosy stały się przejrzystsze,
ale nie na tyle, aby można było słyszeć całe zdania,tylko skrawki.
Czemu w ogóle się ukrywasz, skarciłam samą siebie. Bo boję się co to
mogą być za wilki, odpowiedziałam i wyszłam zza drzew, gdy tylko rozmowa
się skończyła. Wadera i basior (bo to były te tajemnicze wilki)
spojrzeli na mnie dziwnie, a ja zarumieniłam się.
- Um, cześć - powiedziałam zawstydzona, że ich podglądałam.
<Vincent? Marry?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz