środa, 29 lipca 2015

Od Vincenta do Marry i Destiny

Droga nie była długa, właściwie to po zaledwie kilku minutach byliśmy już na miejscu. Przed nami rozciągała się ściana, wysokich, prastarych drzew wszelkiego pokroju. Korony łączyły się w jeden dach lasu, przez co ledwo, który promyczek słońca rzucał swą poświatę na suchą warstwę ściółki.
-Wchodzimy? – zapytała Destiny, po dłuższej chwili wpatrywania się w Puszczę.
-Po to tu przyszliśmy. – uśmiechnęła się Marry. – Ale co będziemy tam robić? W końcu, hałasować nie wypada.
Zastanowiłem się moment. Racja, Marry potrzebuje rozrywki-po czasie z nią spędzonym mogłem łatwo stwierdzić, iż nie w jej stylu spokojne spacery. Przyglądałem się pniom drzew o zróżnicowanych barwach: zieleń, brąz, domieszka czerwieni. Magiczne miejsce. Magiczne…
-Może… - zerknąłem na moje towarzyszki z lekkim uśmiechem. – poszukamy Midori’a?
-Boga ziemi? – zdziwiła się Destiny.
-A jakże? Podobna żyje w Tysiącletniej Puszczy. Pomyślcie, że go znajdujemy i może nawet zamienimy słówko?
-Jesteś szalony. – stwierdziła Marry.
-Jestem marzycielem, moja droga. – sprostowałem.
Zwróciłem wzrok na Destiny, oczekują jej zdania na mój pomysł. Wadera jednak się zamyśliła. Powoli podeszła do jednego z drzew, musnęła nosem szorstką korę, pogrążając się w zadumie. Stanąłem obok Marry, razem czekaliśmy na odpowiedź towarzyszki. Wilczyca odwróciła się w końcu i ze stoickim spokojem zakomunikowała:
-Myślę, iż to może być ciekawe doświadczenie. Idziemy?
Ponagliła nas ruchem głowy. Mój ogon zakołysał się w uciesze, delikatnie stykając się z długą kitą Marry, która jednak była sztywno opuszczona. Szturchnąłem wilczycę w ramię. Ta odpłaciła się tym samym, dając mi do zrozumienia, abym nie popędzał jej.
-Okey, ale co będzie, jak jakimś cudem spotkamy Midori? – zawahała się. – Jakby nie patrzeć jest bogiem. I nie wiem, czy słyszeliście, ale nie lubi, gdy budzi go się ze snu. A śpi bardzo często.
Spostrzeżenia Marry były trafne i przyznam, że mnie także nieco zaniepokoiła wizja napotkania zezłoszczonego boga ziemi. Jakby nie patrzeć potrafią oni być dość kapryśni, a władający potężnym żywiołem basior raczej nie pogłaszcze nas listeczkami. Jednakże dostrzegłem w oczach Destiny nieopartą chęć zwiedzenia tego miejsca. Ja sam byłem ciekaw sekretów, które w sobie kryję Puszcza. Poza tym wcześniej, na prośbę Marry udaliśmy się nad Wodospad Mizu. Dobrze byłoby teraz pójść tam, gdzie chce Destiny.
-Bądźmy dobrej myśli! – odparłem w końcu. – Tysiącletnia Puszcza; czy to nie brzmi intrygująco? Marry, nie chciałabyś poznać jej sekretów? Albo spotkać samego boga ziemi? I tak akurat się składa, że Puszcza również należy do terenów watahy. A Ashita wyraźnie mnie poprosiła, abym oprowadził cię po naszych włościach, prawda?
-No, prawda. – skinęła głową.
-A ja rzetelnie wypełniam swoje obowiązki. Przynajmniej się staram… Spokojnie, jakby co będę was chronić.
Spojrzałem na Destiny, która uśmiechnęła się pod nosem. Marry również przybrała weselszy wyraz pyszczka, jej ogon zakołysał się, a waderze od razu wrócił radosny humor.
-Czyli naszą jedyną linią obrony przed rozwścieczonym bogiem będzie Vincent? – rzuciła Destiny.
-Jeśli Midori przerwie swój sen, aby skopać nam zady. – skoczyłem przed wilczycę, przemawiając głosem starego dziada. – To wpierw będzie musiał wysłuchać jednaj ze wspaniałych opowieści Kapitana Vincenta! Arghhh!
-To mamy przechlapane. – skomentowała uzdrowicielka i w towarzystwie Marry wkroczyły w Puszczę.
Posłałem waderze krzywe spojrzenie i zaraz dogoniłem swoje towarzyszki.
<<Destiny? Marry? Szukamy Midori’na? ;D>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT