-Nad czym tak myślisz? –zapytałem Marry, gdy dostrzegłem, iż nagle zamilkła.
-Nad niczym ważnym. – odparła szybko, najwyraźniej wyrwana z zadumy.
Przyjrzałem się uważnie waderze, która udała, że interesują ją błyszczące w słońcu kałuże.
-Każda myśl ma w sobie jakąś wartość. – odparłem, cytując słowa starego przyjaciela. – Nie ma rzeczy bezwartościowych.
Spojrzała na mnie, a ja posłałem jej ciepły uśmiech. Odpowiedziała tym
samym, po czym znów zaczęła skakać wzrokiem od jednej kałuży do drugiej.
Nie trzeba być mózgiem wszechświata, aby spostrzec, iż żywiołem Marry
jest woda. Wątpię, aby wilk wody nie lubił od czasu do czasu pochlapać
się w bajorku. A moja intuicja podpowiadała mi, że właśnie na to Marry
na ochotę. Wyczaiłem dość sporą kałużę przed nami. Zerknąłem swawolnie
na waderę, po czym napiąłem łapy i jak sprężyna wyskoczyłem w stronę
bajora. Wilczyca zaskoczona moim zachowaniem stanęła jak wryta, ja
natomiast wbiłem się w taflę wody, rozbryzgując nią na wszystkie strony.
Fala wyrzucona z kałuży sięgnęła Marry, smagając ją w twarz, lecz ona
nadal stała wpół kroku. Siedziałem zanurzony do podbrzusza, woda była
mętna i chłodna, pod sobą czułem muliste podłoże, które delikatnie
wciągało moje łapy. Zarzuciłem ciałem, strzepując z siebie krople i
kawałki ziemi. Moja sierść wisiała oklapła, choć niektórych fragmentów
mojego ciała woda nie sięgnęła, tak, więc raz futro przylegało do skóry,
a gdzieindziej starczało nastroszone. Zabawny widok. Obróciłem się w
stronę Marry, która nadal trwała w bezruchu.
-Dołączysz? – zapytałem niewinnym głosem szczeniaczka.
Wadera wyszła ze stanu osłupienia. Uśmiechnęła się złowrogo, a po chwili
wielka jeleń stworzony z wody staranował mnie kopytami. Padłem jak
długi wprost w mulistą kałużę, byk natomiast rozbił się na tysiące
kropel wody, by stać się kolejnym bajorem. Uderzenie nie było mocne,
jednak sytuacja otumaniła mnie o wiele bardziej niż cios wodnego kopyta.
Marry padła na grzbiet, śmiejąc się w niebogłosy. Młóciła łapami
powietrze, miotając się na wszystkie strony.
-G…g-gdybyś widział…! – sapała pomiędzy rechotem. – Jak upadłeś!
Gdyby osoba postronna obserwowała to z daleka, pewnie doszłaby do
wniosku, iż wadera się dusi, bądź coś ją opętało. Prychnąłem głośno,
uderzając łapą w wodę, która poleciała na Marry, chlapiąc ją w pysk.
Wilczyca potrząsnęła łebkiem, gdy poczuła strumień wody na pyszczku, po
czym szybko obróciła się na brzuch, by zaraz po tym wstać. Ja również
się podniosłem, wychodząc z kałuży i stając, naprzeciw Marry. Otrzepałem
futro z mulistego bajora, fantując towarzyszce prysznic.
-Ej, przestać! – broniła się łapą, jednocześnie powstrzymując chichot. – Przestań!
-Bo, co? – rzuciłem wyzywająco. – Znów kopniesz mnie jeleniem?
Odepchnęła mnie, pędząc w przeciwnym kierunku. Rzuciłem się w pogoń.
Skakała od kałuży od kałuży, rozbryzgując wodę dookoła, a ja powtarzałem
jej ruchy. W pewnym momencie nastąpił ostry zakręt, a moja niebywała
zwrotność pokazała, co umie. Poplątałem łapy, podając na wilgotną glebę.
Marry dostrzegła moją wywrotkę i zaraz zatoczyła się ze śmiechu. Razem
leżeliśmy śmiejąc się i wydziwiając.
-Dziękuje ci. – zawołałem w stronę Marry.
-Za co? – zdziwiła się wadera.
-Za to wszystko. – odparłem uśmiechnięty. – Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem było mi tak wesoło.
Wstała, a ja razem z nią.
-Nie ma, za co. Zawsze do usług! – powiedziała.
Pozbyliśmy się wody, która wsiąknęła w nasze futra. Kilka głębszych
wdechów, aby uspokoić rozkołatane serce i dać odpocząć bolącym od
śmiechu płucom.
-Dobra, to idziemy do Alfy?
-Właśnie! – ocknęła się Marry. – Mieliśmy do niej iść!
Pośpieszyłem waderę machnięciem łapą, a gdy obróciłem się, by objąć
odpowiednią drogę do jaskini Alfy, dostrzegłem niedaleko nas Ashite.
Wilczyca patrzyła na nas z uśmiechem i zapewne powstrzymywała śmiech.
Położyłem uszy, tak bardzo, że niemal pokryły się z futrem na mojej
głowie.
-Dużo widziałaś? – zapytałem nieco speszony, prosząc o przeczącą odpowiedź.
Ashita jednak ryknęła śmiechem, co było równoznaczne z tym, iż widziała całą tą dziecinadę.
-I to ja jestem ta „świrnięta”? – zapytała.
-E tam, takie sobie wygłupy. – mruknąłem.
Alfa śmiała się jeszcze chwilę, w końcu jednak do nas podeszła.
-Nowa koleżanka? – wskazała nosem na moją towarzyszkę.
-Tak. Nazywa się Marry. – zwróciłem się do szarej wadery. – Marry, to jest Ashita, nasza Alfa.
-Miło cię poznać! – rzuciła przyjaźnie czarna wilczyca.
-Wzajemnie! – odparła Marry. – Vincent mówił, że prowadzisz tutaj watahę…
<<Marry? Ashita? Która dokończy? ;3>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz