Przegryzłem wargę, patrząc to na nadąsana Marry, to na urażoną Destiny. A
raczej na ich grzbiety, bowiem obydwie wadery odwróciły się do mnie
tyłem, sygnalizując swoją odrazę względem mnie. Kurde, no! One niby mogą
mnie straszyć, ale gdy ja wywinę jakiś numer to wielkiego focha
strzelają! Ech, wadery… Teraz muszę je przepraszać. Innego wyjścia nie
widzę. Choć równie dobrze mogę mieć to głęboko pod ogonem i zwyczajnie
poszukać sobie innych kolegów-przecież ta wataha ma jeszcze sporo wilków
do zaoferowania.
-To wy gniewajcie się tutaj w spokoju, a ja idę do Tiamo. –
poinformowałem plecy wader i pewnym krokiem udałem się do jaskini
basiora.
Marry i Destiny wymieniły zaskoczone spojrzenie. Jednym długim susem, Marry zagrodziła mi drogę.
-Ejże, dokąd? – zażądała odpowiedzi.
-Przecież mówiłem, że idę do Tiamo. – odparłem spokojnie, choć z trudem powstrzymując uśmiech. Chwyciły haczyk.
-Nie wstyd ci tak po prostu odchodzić, bez chociażby słowa przeprosin? – złościła się Destiny.
-To też już mówiłem: „Przepraszam ja nie chciałem was wkurzyć.” –
zacytowałem. – Ale sądząc po waszej reakcji nie chciałyście tychże
przeprosin przyjąć.
-Bo byłyśmy wkurzone! – warczała Marry.
-A teraz już nie jesteście?
-Jesteśmy!
-To poczekam aż ochłoniecie i wtedy was przeproszę. – posłałem waderze
lekki uśmiech, przekazałem go również Destiny. – Ile potrwa jeszcze to
wasze „wkurzanie”?
Marry zacisnęła mocno zęby. Destiny tylko sapnęła z dezaprobatą.
-Coś nie tak? -zapytałem beztrosko.
Destiny pokręciła głową, zniesmaczona moimi nagannymi manierami względem
wader. Marry prychnęła na mnie, po czym podeszła do swej towarzyszki i
obie ruszyły w stronę wody. Wpatrywałem się w odchodzące wadery, które
szeptały między sobą. Gdy tylko usiadły na brzegu, wkroczyłem do akcji.
Przeleciałem tuż nad głowami wilczyc, z głośnym chlupnięciem zanurzając
się w akwenie. Słup wody, który wyzwoliłem opadł na zaskoczone Marry i
Destiny. Wynurzyłem się po chwili z głupkowatym uśmiechem.
-No i co ty robisz? – zapytała beznamiętnie Destiny.
-Kto chcę usłyszeć najbardziej niezwykłą, zapierającą dech w piersiach
historię Kapitana Vincenta? – powiedziałem entuzjastycznie jak do małych
szczeniaków.
Wilczyce spojrzały po sobie zdziwione lecz nie odmówiły. Ułożywszy się
wygodnie na brzegu, ponagliły mnie do rozpoczęcia opowieści.
-Arghhh! – warknąłem jak stary pirat. – Witam was, szczury lądowe! Czy
jesteście na tyle sile, na tyle harde, aby udać się ze mną w świat
niezwykłych opowieści?
-Jesteśmy.- mruknęły,
-Arghhh! Posłuchajcie tej historii! – mówiłem gestykulując tak dużo jak
się da. – Pamiętam to zdarzenie, jakby było wczoraj… Ba, jakby wydarzyło
się przed chwilą! Więc stary Kapitan Vincent wybrał się nad piękne,
błękitne morze z parą przepięknych wader. – zaśmiałem się jak stary,
niepełny rozumu wilczur. – Zabawa była przednia, jednak w pewnym
momencie wydarzyła się rzecz niespodziewana! Otóż, wadery… Zniknęły! –
krzycząc to, ochlapałem moje towarzyszki. – Była to podstępna sztuczka,
niewidzialność. I wtedy się zaczęło. Ze wszystkich stron atakowały mnie
fale wody! – miotałem się jak ryba wyrzucona na brzeg. – Tutaj fala, tam
fala, byłem w pułapce! Aż w pewnej chwili ochlapywanie mnie nie
wystraszyło i wilczyce postanowiły mnie… Przestraszyć! – skoczyłem
wprost na Marry i Destiny. – Kapitan Vincent nie lubi, gdy się go
straszy, oj nie lubi. Tak więc on również postanowił trochę postraszyć
waderki. Chwycił niedobre przyjaciółki pod pachy i wzniósł się wysoko,
wysoko, aż ponad chmury, aż wzrok tam nie sięga! A potem z rozbawieniem
przyglądał się ich przerażonym buźką i słuchał piskliwych krzyków. Ale
nie był to zły pirat, oj nie. Uratował wadery, bezpiecznie odstawiając
je na ziemię. One niestety obraziły się na niego okropnie. I staremu
piratowi zrobiło się smutno. Arghh… - warknąłem depresyjnie.
-A co było potem? -zapytała zaciekawiona Marry.
-Czy wadery Kapitanowi przebaczyły? – dopytała Destiny.
-No, właśnie, Kapitan nie wie, czy wadery są na niego złe, czy tylko się
droczą. – zwiesiłem łebek. - Bo przeprosin przyjąć nie chciały! A może
jednak przyjmą?
Spojrzałem wzrokiem szczeniaczka na obydwie wilczycę. Biedny, smutny Kapitan Vincent…
<<Waderki? Xd>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz