niedziela, 26 lipca 2015

Od Vincenta do Destiny i Marry

Przegryzłem wargę, patrząc to na nadąsana Marry, to na urażoną Destiny. A raczej na ich grzbiety, bowiem obydwie wadery odwróciły się do mnie tyłem, sygnalizując swoją odrazę względem mnie. Kurde, no! One niby mogą mnie straszyć, ale gdy ja wywinę jakiś numer to wielkiego focha strzelają! Ech, wadery… Teraz muszę je przepraszać. Innego wyjścia nie widzę. Choć równie dobrze mogę mieć to głęboko pod ogonem i zwyczajnie poszukać sobie innych kolegów-przecież ta wataha ma jeszcze sporo wilków do zaoferowania.
-To wy gniewajcie się tutaj w spokoju, a ja idę do Tiamo. – poinformowałem plecy wader i pewnym krokiem udałem się do jaskini basiora.
Marry i Destiny wymieniły zaskoczone spojrzenie. Jednym długim susem, Marry zagrodziła mi drogę.
-Ejże, dokąd? – zażądała odpowiedzi.
-Przecież mówiłem, że idę do Tiamo. – odparłem spokojnie, choć z trudem powstrzymując uśmiech. Chwyciły haczyk.
-Nie wstyd ci tak po prostu odchodzić, bez chociażby słowa przeprosin? – złościła się Destiny.
-To też już mówiłem: „Przepraszam ja nie chciałem was wkurzyć.” – zacytowałem. – Ale sądząc po waszej reakcji nie chciałyście tychże przeprosin przyjąć.
-Bo byłyśmy wkurzone! – warczała Marry.
-A teraz już nie jesteście?
-Jesteśmy!
-To poczekam aż ochłoniecie i wtedy was przeproszę. – posłałem waderze lekki uśmiech, przekazałem go również Destiny. – Ile potrwa jeszcze to wasze „wkurzanie”?
Marry zacisnęła mocno zęby. Destiny tylko sapnęła z dezaprobatą.
-Coś nie tak? -zapytałem beztrosko.
Destiny pokręciła głową, zniesmaczona moimi nagannymi manierami względem wader. Marry prychnęła na mnie, po czym podeszła do swej towarzyszki i obie ruszyły w stronę wody. Wpatrywałem się w odchodzące wadery, które szeptały między sobą. Gdy tylko usiadły na brzegu, wkroczyłem do akcji. Przeleciałem tuż nad głowami wilczyc, z głośnym chlupnięciem zanurzając się w akwenie. Słup wody, który wyzwoliłem opadł na zaskoczone Marry i Destiny. Wynurzyłem się po chwili z głupkowatym uśmiechem.
-No i co ty robisz? – zapytała beznamiętnie Destiny.
-Kto chcę usłyszeć najbardziej niezwykłą, zapierającą dech w piersiach historię Kapitana Vincenta? – powiedziałem entuzjastycznie jak do małych szczeniaków.
Wilczyce spojrzały po sobie zdziwione lecz nie odmówiły. Ułożywszy się wygodnie na brzegu, ponagliły mnie do rozpoczęcia opowieści.
-Arghhh! – warknąłem jak stary pirat. – Witam was, szczury lądowe! Czy jesteście na tyle sile, na tyle harde, aby udać się ze mną w świat niezwykłych opowieści?
-Jesteśmy.- mruknęły,
-Arghhh! Posłuchajcie tej historii! – mówiłem gestykulując tak dużo jak się da. – Pamiętam to zdarzenie, jakby było wczoraj… Ba, jakby wydarzyło się przed chwilą! Więc stary Kapitan Vincent wybrał się nad piękne, błękitne morze z parą przepięknych wader. – zaśmiałem się jak stary, niepełny rozumu wilczur. – Zabawa była przednia, jednak w pewnym momencie wydarzyła się rzecz niespodziewana! Otóż, wadery… Zniknęły! – krzycząc to, ochlapałem moje towarzyszki. – Była to podstępna sztuczka, niewidzialność. I wtedy się zaczęło. Ze wszystkich stron atakowały mnie fale wody! – miotałem się jak ryba wyrzucona na brzeg. – Tutaj fala, tam fala, byłem w pułapce! Aż w pewnej chwili ochlapywanie mnie nie wystraszyło i wilczyce postanowiły mnie… Przestraszyć! – skoczyłem wprost na Marry i Destiny. – Kapitan Vincent nie lubi, gdy się go straszy, oj nie lubi. Tak więc on również postanowił trochę postraszyć waderki. Chwycił niedobre przyjaciółki pod pachy i wzniósł się wysoko, wysoko, aż ponad chmury, aż wzrok tam nie sięga! A potem z rozbawieniem przyglądał się ich przerażonym buźką i słuchał piskliwych krzyków. Ale nie był to zły pirat, oj nie. Uratował wadery, bezpiecznie odstawiając je na ziemię. One niestety obraziły się na niego okropnie. I staremu piratowi zrobiło się smutno. Arghh… - warknąłem depresyjnie.
-A co było potem? -zapytała zaciekawiona Marry.
-Czy wadery Kapitanowi przebaczyły? – dopytała Destiny.
-No, właśnie, Kapitan nie wie, czy wadery są na niego złe, czy tylko się droczą. – zwiesiłem łebek. - Bo przeprosin przyjąć nie chciały! A może jednak przyjmą?
Spojrzałem wzrokiem szczeniaczka na obydwie wilczycę. Biedny, smutny Kapitan Vincent…
<<Waderki? Xd>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT