Nie sądzę by kogokolwiek interesowała moja historia, ale jednak trochę o
niej wspomnę. Bo wypada. Zaznaczę tylko że tak naprawdę jestem silnym i
odważnym wilkiem, drzemie we mnie prawdziwy duch walki.
Urodziłem się w wiosce... A no nazwę powiem później (dlaczego akurat
tego nie zapamiętałem?!). Nie pamiętam tak bardzo dokładnie swoich
bardzo młodzieńczych lat. Najbardziej te czasy kiedy dołączyłem do
drużyny Mistrza. Był to wspaniały wilk. Bardzo tajemniczy i sprawiał
wrażenie jakby nami sie w ogóle nie zajmował, a to właśnie on poświecal
nam najwięcej czasu. He, pewnie właśnie zastanawiasz się czemu piszę w
liczbie pojedynczej. Otóż... Wspomniałem o drużynie. Nie należałem tam
tylko ja. Walk uczyłem się wraz z innymi szczeniakami - Itachi i Zetsu.
Itachi:
Zetsu:
Mistrz:
-------
Mistrz szanował nas wszystkich, uczyl nas czasem dając podstepne
sprawdziany za każdym razem uczył nas czego nowego. Jego wadą było
codzienne godzinne spóźnienie. No ale gdyby nie to to nie był by to nas
Mistrz. Oczywiście najmłodszy z krzykami na niego wyskakiwał, tylko po
co? A ja zawsze udawałame że nic nie zauważyłem. Wilk zabierał nas
często do lasów by tam ćwiczyć umiejętność użyjcia energii. Byłem w tym
prawie mistrzem, wszytskim nam obrze szło. No może pomijając Zetsu...
Najmłodszy i nasłabszy. A więc 'wrogiem' był tylko Itachi. Zawsze był
jakoś lepszy ode mnie. No nie było się co dziwić... Czystokrwisty wilk, a
ja tylko mieszanka wilka z lisem. Stąd moja ksywka 'Lis'. Podobno
jestem baardzo podobny do lisa.... Czy ja wiem? Możliwe. W każdym razie
to mnie czyniło słabszym. Ale nie aż tak jak Zetsu! Ja byłem silniejszy!
(to jest prawda). I tak miały tygodnie na wspólnym treningu z Itachi, i
tej ciągłej rywalizacji. W końcu nadszedł nasz upragniony dzień - po
roku, wojownicy kategorii D mogą dostawać misje, my skończyliśmy już ten
pierwszy rok i czekała nas pierwsza misja. Jakież bylo moje
rozczarowanie kiedy okazało się że mamy wyzabijać karaluchy w jaskini
jakieś wadery!!
- Przepraszam bardzo, ja jestem wspaniałym wojownikiem. To nie dal mnie
robota. Dajcie mi tutaj najlepszego z wioski dziada! Rozprawię się z
nim, że...
- Do robotu, Zaku! - warknął Itachi.
- Hę? I śmiesz na mnie warczeć?! Może nie chcesz sam się poniżać?
Wybacz, mnie w to nie wciągniesz! Ja się nie będę obrażać przed
wszystkimi!
Chwilę potem w ułamku sekundy na ziemię przewrócil mnie Itachi.
Szybko jednak się zrewanżowałem, robiąc to samo. Ten rzucił się na mnie.
W ostatnim momencie jednak przed atakiem osłonił mnie Mistrz. No i
jednak musiałem wracac do pracy.
Jak widać zdażały się dni współpracy, dni rozczarowań i dni po których mieliśmy małe zadrapania.
Kiedy poszliśmy meldować zadanie Dowódcy Misji nakrzyczałem na niego:
- Ty durniu!!! Ja chcę zostać prawdziwym wojownikiem a nie deptakiem karaluchów! Daj nam porządne zadanie, ty durniu!!
W tym momencie jednak Mistrz, przy użyciu swej mocy ukradł mi głos po
czym pochnął w stronę wyjścia. Załatwił sprawę no a potem te głupie
pouczenia.... Bla, bla bla.... I tak dalej. Nic ciekawego ani
nadzwyczajnego.
W końcu jednak Dowódca Misji dał nam do obrony pewnego wilka,
prześladowanego przez wojowników z Wioski Wiatru. Misja kategorii 'C'.
Jak się okazało zadaie było cholernie trudne. Itachi prawie nie umarł,
tak samo Mistrz. Oczywiście Zetsu nic nie robił. Udawał groźnego. A ja?
Ja dzielnie przeciwwstawiałem się wrogowi tak, że dzięki mnie (i po
części Itachi) uratowalimy się i misja została wykonana.
Potem było jeszcze kilka po czym był kolejny egzamin taki dal wszytskich
druyn. Wtedy mieliśmy otrzymać nasze wisiory ze znakiem wioski. Nie
zdalem jako jedyny. A Itachi zdał!!!!
Mistrz jednak próbwał mnie pocieszyć.
- Odejdź zarazo! To wszytsko przez Ciebie!!!!!!
Po czym uciekłem. Do pustego domu. Moi rodzice zmrali dawno temu, no w
sensie wtedy kiedy cja się urodziłem. Nie pamiętam ich. w ogóle ich nie
znałem. Wychowywał mnie Mistrz.
Nie mogłem się pogodzić z tym, że nie zdałem. Jeszcze tego samego dnia
zakradłem się do pałacu Dowódcy Misji. Ukradłem zwój z tajnymi
technikami dostępny tylko dla najlepszych wojowników. Uciekłem z tym do
lasu w którym czesto ćwiczyliśmy. Przeglądnąłem zwój. Cisza. Po chwili
usłyszalem kroki i gotowy do walki stałem na śrdoku polany w lesie.
- Oddaj zwój, Zaku - usłyszałem głos Mistrza.
Wyszedł on prosto z wieliekiego dębu, tak to nie jest błąd. Wyłonił się z drzewa.
- No, no.... Sam Mistrz. Nie zdążyłem nawet poćwiczyć! Podział Cienia!
Wykrzyknąłem, przybrałem odpowiednią pozycję i wbudziłem odpowiednią
ilość energii. Wokół mnie i Mistrza zaczęły się pojawiać moje klony.
Mnóstwo hałaśliwych Zaku wciąz mnożących się.
- Zakazana technika.... ZAKU ODDAJ ZWÓJ!
Te słowa przeszyły mój umysł. Ma duma nie trwała długo. Jednak pomimo bólu głowy nie posłkuchałem się:
- Stań do walki o zwój.
- Przegrasz, Zaku!
Zacząłem atak. Wraz z klonami Mistrz nie miał szans. A jednak. Wykonał
kilka ruchów po czym on także się sklonował. Zaczęliśmy walkę.
Wyobraźcie sobie, półtoraroczny szczeniak i kilku letni doświadczony
wilk. He, he... Nie zmieniając tematu. Mistrz w końcu się poddał. Zdjął
ze swojej szyi wisiorek wojownika... Założył mi go na szyję.
- Udowodniłeś, że zasługujesz na to. Gratuluję, Zaku.
Potem wróciliśmy do wioski, oczywiście rosół u przyjaciela Mistrza i dom.... Pusty dom.
- Dziś przenocujesz u mnie - zaproponował Mistrz.
i tak też było.
I tak też stałem się wojownikiem. Potem przyszły trudniejsze zadania.
Pamiętam ostatnie... W lesie. Walczyliśmy o jakieś dokumenty kiedy zza
drzew kilkunasto metrowy wąż skoczył na nas pod kontrolą jakiegoś innego
wilka. Zostaliśmy połknięci. W ty momencie nawet Mistrz się bał! Potem
była walka z wężem. Udało się tylko najsilniejszym - mi i Mistrzowi.
Itachi i Zetsu najprawdobodobniej zostali tam. Albo się wydostali? Nie
wiem, wszyscy uciekaliśmy. W popłochu zabłądziłem, trafiłem tutaj. No i
tutaj zostaję.
**Koniec**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz