-Czekaj! –krzyknąłem za wychodzącą waderą. - Nie należysz do tutejszej watahy, więc nie powinnaś się tu tak po prostu szwędać.
Nieznajoma zatrzymała się u wyjścia z mojej jaskini, zerkając na mnie nadal skruszonym wzrokiem.
-Tym bardziej, że jest burza. – dorzuciłem. – Nie martw się, nie jestem
na ciebie zły. Każdemu zdarza się wpaść na śpiącego wilka w jego
jaskini.
Zdziwiły ją moje słowa. Uśmiechnąłem się, przekazując niewerbalnie, iż
być to żarcik. Nieco niepewnie, zawróciła, siadając naprzeciw mnie.
Uczyniłem to samo.
-To może na początek jak się nazywasz? – zapytałem przyjacielsko.
-M-Marry. – zająknęła się.
-Marry. – powtórzyłem wolno, przyglądając się nowo poznanej waderze.
Była spora jak na wilczycę, jednak nie tak silnie zbudowana, by
porównywać ją do basiora. Miała białą sierść, którą przeplatały pasy o
różnych tonacjach szarości, tworząc niepowtarzalne wzory. Marry
wyróżniały długie lekko falowane włosy na łebku, których barwa wahała
się od głębokiego błękitu do jasnego koloru morskiego. Ogon również
prezentował się okazale, podobnie do futra na głowie, lecz przebiegała
przez niego jedna z szarych pręg. Na głowie i nad ogonem spostrzegłem
kilka uroczych piór, które nadawały waderze niezwykły wygląd. Jej oczy
miały ładny odcień błękitu. – Fajne imię.
-A ty jak się zwiesz? – zadała pytanie, nieco śmielej.
-Vincent. Ale mów mi jak chcesz, byleby ksywa zawierała człon „Vin”.
-Vino? – zaśmiała się.
-Ha, ha, ha, jakaś ty zabawna. – prychnąłem. – Marry. Trochę jak Marysia. Rysia, Misia, Pysia.
-Nie, „Pysia” to podziękuje. – pokręciła głową.
Położyłem się, prostując łapy i ziewając przeciągle. Byłem trochę
niewyspany i najchętniej wróciłbym do leniuchowania, zwłaszcza, że w
taka pogodę za wiele pożytecznego nie zrobię. Jednak obecność Merry
wydawała mi się bardziej interesująca od zbijania boków.
-Emmm… - zaczęła nieco nieśmiało. – Wspominałeś, że to teren tutejszej watahy…
-Ano, tak. Należę do niej. – odparłem, nieco zaspanym głosem. –
Sympatyczna gromadka. Zwłaszcza nasza Alfa, Ashita. Nieco zbyt śmiechowa
i czasem trochę nieogarnięta, ale to dobra Alfa.
-Moglibyśmy ją odwiedzić? – dopytywała z nadzieją.
-Teraz… Nie bardzo. – wyjrzałem na zewnątrz, gdzie wiatr hulał w
najlepsze, a deszcz tłukł o ziemię niby miniaturowe meteoryty. W dodatku
gdzieś niedaleko strzelały pioruny. – Pogoda nie dopisuje, jeszcze by
nas grom trafił i byłaby bieda. Przeczekasz burzę u mnie? To byłoby
rozsądne. A do Alfy udamy się, gdy wyjdzie słoneczko. – uśmiechnąłem się
promiennie.
-Dobrze. – Marry skinęła głową, układając się naprzeciw mnie.
-A tak w ogóle to, po co chcesz się z nią spotkać? – zapytałem, unosząc
brew, choć nie potrzebowałem odpowiedzi, by doskonale wiedzieć, o co
chodzi waderze.
<<Marry? Dokończysz? ;3>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz