Niedziela, dziwnie chłodno. No cóż... Nie koja wina, że wczesnym
popołudniem, wieczorem i w nocy pada deszcz i są burze. Jednak często
tak już było, a ten dzień wydawał mi się najchłodniejszy. Aż trodno
uwieżyć, że za nie długo znów jesień. No w sensie długo za nie długo. A
potem wiosna. I znów to samo... A nudne to się już robi. No ale trzeba z
tym żyć.
Tak całkowicie z nudów, odwiedziłem Jushiri. No okazało się że było
warto. Z poczatku nie widziałem tam nikogo. A więc zacząłem ćwiczyć
trochę te różne techniki. Jednak poczułem nieco inny zapach. Drugiego
wilka. Nie wiedziałem dokładnie czy to wadera czy basior. Jednak udając
że nic nie wiem ćwiczyłem dalej... W końcu zacząłem atakować drzewa, tak
dla rozgrzewki. W pewnym momencie, niemalże niesłyszalne wydały mi się
kroki. Miałem jednak duże uszy, słyszałem do całkiem dokładnie.
'Rozmnożylem się' i wokół pojawiło się więcej mnie. Ukryliśmy się w
krzakach. Jednak ja ruszyłem cichcem w stronę dźwięku. wilk nagle
zastygł w bez ruchu. Dwa klony wyszły zza wilka, już dokładnie go
widziałem. A raczej ją. To była wadera. Nie wiedziała co knuję. Nie
widizała mnie, lecz pewnie wyczuła. W sumie w ciągu kilku sekund
otoczyliśmy ją. Ze wszytskich stron. Chciałem ją trochę nastraszyć, tak
dla śmiechu i zabawy.
- Jak masz na imię? - zapytałem.
Wadera się trochę wystarszyła i już miała uciekać, kiedy zauważyła, że znajduje się w potrzasku.
<Blackey???>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz