Przeciągnąłem się ospale. Rozejrzałem się dookoła, typowe widoki dla lasu, dużo drzew.
Słońce było jeszcze nisko, a dzisiejsza noc była dość chłodna. Ale co
tu gadać, czas ruszać w drogę. Jak zawsze wybrałem drogę przed siebie,
cofać się nie miałem po co. Za dużo skrzywdzonych wilków, ich rodzin,
przyjaciół było w poprzednich watahach. Wędrowałem kilka godzin.
Spojrzałem w górę, drzewa i ich korony zaczęły się przerzedzać, aż
wyszedłem na łąkę. Zatrzymałem się, było już późne popołudnie.
Usłyszałem inne wilki, nie czułem ich. No cóż nie można mieć wszystkiego
idealnego. Niewiele myśląc ruszyłem w kierunku odgłosów. Powoli, krok
za krokiem byłem coraz bliżej. Wszedłem znowu w las, teraz nawet
poczułem delikatnie inne wilki.
Kilka chwil później dotarłem nad jakąś rzekę. Siedziały tam dwie wadery. Obie spojrzały na mnie niepewnie. Zbliżyłem się.
-Witaj, kim jesteś? - Zapytała się jedna z nich i się uśmiechnęła. Była cała czarna, na grzbiecie miała błękitny pasek sierści.
-Jestem Loki, a wy? - Usiadłem w pewnej odległości. Z mojego głosu oraz
pyska nie było można odczytać prawie nic. Z wyjątkiem tego, że nie mam
zamiaru ich skrzywdzić.
-Ja jestem Ashita, a to jest Rachel. - Wskazała na białą waderę. Miała ona błękitny ogon oraz wstawki na sierści.
-Gdzie jestem? - Zapytałem
-Na terenach Watahy Porannych Gwiazd. Ja jestem alfą. - Odpowiedziała mi Ashita. - A Ty skąd jesteś? Z jakiej watahy?
-Jestem z bardzo daleka. Nie mam watahy. - Odpowiedziałem krótko i szybko.
-Może chciałbyś do nas dołączyć?
-W sumie... Z chęcią. - Cień uśmiechu pojawił się na moim pysku.
Ashita? Rachel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz