wtorek, 28 lipca 2015

Od Blackey do Ashity i Klairney

Wracałam ze swoimi upolowanymi owocami do swojej jaskini. Przy wejściu do niej dostrzegłam dwie wadery, dokładniej Ashitę i Klairney. Szybszym krokiem zbliżyłam się do nich.
- Coś się stało? - spytałam odkładając owoce, oraz lekko kłaniając się alfie, ale od razu sobie odpowiedziałam gdy tylko zobaczyłam poranioną Klair. - Ah, to było głupie pytanie...
Pomogłam waderze wejść do jaskini po czym położyłam ją na mięciutkim legowisku. Nie musiałam pytać po co przyszła wraz z alfą. Była to dość głęboka rana. Przyjrzałam się jej dokładniej. Yh, lepiej wyleczę to jak najszybciej, musi naprawdę boleć... Z mojej przedniej łapy zaczęło pojawiać się błękitne światełko, które przemieniało się w zieloną maź. Przesunęłam łapą nad raną Klairney, maź wpłynęła do rany, a po chwili jej już nie było. Tylko mała skaza po niej.
- Lepiej? - lekko się do niej uśmiechnęłam.
Najpierw spojrzała w miejsce, w której znajdowała się rana a później na mnie.
- Tak, o wiele. - odwzajemniła mój uśmiech.
- Cieszę się, że pomogłam, ale poczekaj, nie pozwolę Ci wyjść jeszcze z tą małą skazą. - wskazałam na jej ramię.
Również w tamtym miejscu przejechałam łapą i nie było ani śladu.
- Możesz już iść. - odwróciłam się w stronę alfy. - Dobrze by było, gdyby Klairney przeleżała z dzień czy dwa. Rana może i zniknęła, ale jakieś gwałtowniejsze ruchy mogą rozerwać skórę i mięsień w tamtym miejscu. - poinformowałam ją, raczej ja już nie mogłam nic więcej zrobić. - Oczywiście możesz pozwolić sobie na spacery. - zwróciłam się do błękitnej wilczycy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT