Skupiałem się głównie na tym, aby nie zaryć ponownie pyskiem o ziemię,
także nie zauważyłem, gdy Ashita pojawiła się na horyzoncie, a sekundę
później-już przy mnie.
-Tu jesteś! – krzyknęła wprost w me ucho.
Wzdrygnąłem się i zatoczyłem do tyłu. Klapnąłem zadem o ziemię i tak zostałem.
-Przepraszam. – sapnęła wadera. – Szukałam cię. – zaraz dostrzegła moje osłabienie i ranną kończynę. – Jesteś ranny!
-Poważnie?
-Vincent, musimy cię opatrzyć. Idziemy do Medyka.
-Mamy Medyka?
-Tak. Poczekaj chwilę.
Wisiorek na szyi Ashity zaczął wytwarzać kojące ciepło, dzięki któremu
rana na mej łapie nieco się zasklepiła, przestała również tak strasznie
boleć, jednak nadal wyglądało to nieciekawie.
-Dziękuję. – skinąłem głową. – A tak w ogóle, to jest Rachel. –
wskazałem białobłękitną waderę. – Rachel, to jest Ashita, Alfa tutejszej
watahy.
Ashita zaaferowana moim stanem, zdawała się nie zauważyć towarzyszącej mi wilczycy.
-Cześć! – rzuciła przyjaźnie, jakby nigdy nic. – Rachel, tak? Miło cię poznać!
-Mnie również. – uśmiechnęła się przybyszka.
Bardzo szybko się zakolegowały, tak wywnioskowałem, widząc ich przyjazne
spojrzenia. Spoglądały chwilę na siebie, zapewne oceniając wygląd i
próbując wychwycić najwidoczniejsze cechy charakteru.
-Co cię tutaj sprowadza? – zapytałem za Ashite, gdy ta tylko otworzyła
usta. Spojrzała na mnie nieco surowo. – No co? Przewidywalne pytanie, po
co masz sobie męczyć gardło?
-Co cię tu sprowadza? – zwróciła się do Rachel, ignorując moją uwagę.
-Chciałam pomóc Vincentowi. Znalazłam go przy strumieniu, mniej więcej w takim stanie. – zamyśliła się. – Co się wydarzyło?
Ashita umilkła, jednak chwilę później już mówiła. Opowiedziała Rachel
zdarzenie sprzed kilkudziesięciu minut: nasze spotkanie, walkę z Waru i
pomoc Tiamo. Nie wspomniała o moim napadzie Furii.
-Mówisz, że te bestie, już są wybite, prawda? – upewniła się wadera.
-Te, które spotkaliśmy, tak… - zaczęła niepewnie Ashita.
Nie musiała kończyć, bo za równo ja jak i Rachel odgadliśmy drugą część zdania: „ale cała reszta wciąż jest żywa…”.
Zapadło milczenie. Patrzyłem to na Ashite to na Rachel, widząc w ich oczach niepokój.
-A wiecie co? – rzuciłem pociesznie. – Łapa chyba mi sama z siebie wydobrzeje!
-A, tak! – obudziła się Alfa. – Do Medyka! Już!
Wstałem, choć z lekkim trudem. Dałem waderze niemy sygnał, iż jestem
gotowy do dalszej drogi. Szła chybkim truchtem, prowadząc nas do Medyka.
Co chwila zerkała do tyłu, upewniając się czy wszystko ze mną okey. Ja
natomiast zerkałem na Rachel. Wieść o niebezpiecznych stworach
najwyraźniej ją przestraszyła. Nie dziwie jej się, mnie te bestie
również przyprawiały o gęsią skórkę. Nie potrafiłem jednak znieść
niepokoju jaki odczuwała.
-Nawet jeśliby się pojawiły. – zacząłem, lustrując wzrokiem całą jej sylwetkę. – To by cię nie złapali.
Ashita obróciła się i uśmiechnęła, oglądając moje starania, aby pocieszyć nową znajomą.
-To prawda. – zaśmiała się Rachel. – Jestem bardzo szybka.
-Idealna na posłańca. – zauważyłem.
-Tak jak ty na wojownika. – spostrzegła Ashita.
Zwróciłem na nią wzrok, zaraz jednak spojrzałem w ziemie pode mną.
-Może. – mruknąłem tylko. Żeby być wojownikiem, trzeba panować nad sobą…
-Po tym, co słyszałam, to zapewne byłbyś świetny! – skomentowała Rachel.
-Ashita i tak jest mocniejsza.
-Sam i tak dałbyś sobie radę. - upierała się przy swoim Alfa.
-Nie musicie mi schlebiać. Znam swoją wartość.
-Dobra, więcej komplementów ode mnie nie usłyszysz! – zaśmiała się Ashita, a Rachel jej zawtórowała.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, tylko łypiąc na siebie od czasu do
czasu, posyłając przy tym uśmiechy. W końcu dotarliśmy do jaskini
Medyka.
-To tutaj. – oznajmiła Ashita, wołając do wnętrza. – Amy? Jesteś tam?
Ja ty czasem zwróciłem się do Rachel:
-Naprawdę byłabyś świetnym Posłańcem.
-Tak, zapewne… - przytaknęła.
Zastanowiłem się, przemyślałem wszystkie za i przeciw, po czym pokuśtykałem do Ashity
-Czy Rachel może zostać Posłańcem w naszej watasze, co jest równoznaczne
z tym, iż do niej dołączy? – powiedziałem, a moje pytanie zdawało się
nie przyjmować przeczącej odpowiedzi.
<<Ashito? Rachel? To jak? ;D>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz