Biegłam oglądając się za siebie. Nikogo nie dostrzegłam. O tej porze
dnia, w nocy nikogo nie było. Nagle reflektory zaczęły oświetlać teren.
Był to sygnał, że muszę natychmiast się gdzieś ukryć. Hah, tylko gdzie? W
ostatniej chwili uniknęłam światła i wskoczyłam w krzaki obok muru.
Kiedy światła zgasły i wilki z wojska wyszły na "zwiad" by przeszukać
teren, czy nikt nie schował się w próbie ucieczki, ja wspięłam się
szybko na mur i zeskoczyłam po drugiej stronie. Położyłam uszy po sobie,
a później samą siebie na ziemi. Oddychałam ciężko, śmierdziało krwią i
zdechłymi wilkami. Wiedziałam, że jeśli nie teraz, to nigdy. Zabrałam
tylko mój ukochany łuk i wyruszyłam. Podróżowałam długo. Bez "papa"
wyruszyć? Zadacie pytanie. Owszem. Po stracie brata nikogo nie miałam.
Tylko żołnierzy, z którymi musiałam spać w jednym pomieszczeniu, na
jednym legowisku. Czasem było ciasno, ale kiedy było zimno, to pomagało.
Trochę...trochę będę za nimi tęsknić, za tym budzeniem rano, za
wymiotowaniem po nocach...Hah! Nigdy tego nie zapomnę! A
teraz...musiałam biec. Biec ile się dało. Wkrótce dopadł mnie głód,
niezmiernie uciążliwy głód. Żadnej zwierzyny
-No, pięknie...-mruknęłam rozglądając się.
Nareszcie! Zauważyłam smacznie wyglądającą sarnę. Szukała trawy pod
śniegiem. Nie chciałam się zbytnio męczyć, zwłaszcza teraz, więc
postrzeliłam ją z łuku. Zwierzę padło i po raz ostatni uniosło klatkę,
by znów ją opuścić i pozostać tak na zawsze. Zaczęłam jeść i nagle
usłyszałam wilki.
-Jest tu jakaś wataha?-spytałam mrużąc oczy.
-Owszem.-odpowiedział wilk i zaprowadził mnie do Alphy. Tam zostałam przyjęta i niestety musiałam o sobie opowiedzieć...
<Alpho? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz