Przybrałam postawę atakującą. Popatrzyłam na basiora tak by przyjął tą
samą pozycję. Krzaki trzęsły się tak, jakby był tam co najmniej 2
metrowy niedźwiedź. Na tą myśl zaczęłam opracowywać w głowię taktykę
bitwy z ów stworem. Nagle ku naszym oczom ukazała się obrzydliwa, ruda,
ze świecącymi oczami i pianą na ustach zmutowana wiewióra. Na widok
owego gryzonia zrobiło mi się lżej, lecz kiedy wiewiórka z impetem
rzuciła się na Lou zrozumiałam, że to nie przelewki. Wiewiórka próbowała
zagryźć basiora, mimo że basior bez większego problemu odpychał ją to
ona się nie poddawała, za wszelką cenę chciała coś zrobić. W pewnym
momencie zrobiło się o na tyle śmieszne, że usiadłam i zaczęłam się
śmiać z zaistniałeś sytuacji...
Myślałam, że wiewiórka mimo tego, że była niezłomna w końcu się
podda..lecz to co zobaczyłam sprawiło, że serce zaczęło walić o żebra, a
umysł wpadł w panikę. Te rude stworzenie kichnęło czymś na Lelou, a on
momentalnie osłabł, kiedy opadł z sił wiewiórka odeszła, najwyraźniej
miała taki plan. Basior zaczął skomleć i wymiotować, zdesperowana
podeszłam do niego i zaczęłam go pocieszać i zapewniać:
-Lelou, spokojnie jestem przy tobie, spokojnie.
Basior odpowiedział coś w rodzaju stęknięcia zrozumiałam to jako ''boli
mnie''. Spojrzałam mu w oczy, zaczęły mu łzawić. Dotknęłam mu czoła,
było rozpalone.
-Cholerna wiewiórka...-syknęłam.
Nie tracąc ani chwili dłużej, zaczęłam głośno i długo wyć. Wyłam tak
długo, aż uznałam, że ktoś mnie usłyszał. Przykryłam basiora liśćmi, tak
aby było mu ciepło, nieopodal był strumyk, wzięłam duży liść imitujący
miskę i napełniłam go wodą. Często biegałam po wodę, gdyż przy wysokiej
gorączce basiorowi chciało się pić. Od czasu do czasu zmroziłam go
lekkim śniegiem, by gorączka choć przez chwilę ustąpiła.
Nie mogłam pobiec po pomoc, ponieważ było to zbyt ryzykowne. Musiałam
zostać by poić go, pilnować (przed niebezpieczeństwem - wygłodniały
niedźwiedź nie pogardzi wilkiem) i czekać aż nadejdzie pomoc by zdać
relację. Zapadła noc, a pomoc dalej nie przychodziła, zaczęłam nerwowo
się zastanawiać co robić. Zmęczona i zmarnowana przyniosłam ostatnią
porcję wody. Śpi. Tak mi się przynajmniej wydaje..Przestraszona
podeszłam i zaczęłam przysłuchiwać się jego oddechowi.
-Uff, żyje. - powiedziałam z ulgą.
Oczy zamykały mi się mimowolnie, więc postanowiłam położyć się koło
basiora i trwać przy nim. Czułam się beznadziejnie. Nagle ktoś zaczął
mnie szturchać i momentalnie wybudziłam się ze snu.
-Touka, Touka! - krzyczał jakiś wilk.
<Lelou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz