Niedawno wzeszło słońce a ja wciąż poruszałem się powoli po zupełnie nie
znanym mi lesie.Byłem wciąż słaby po niedawnej potyczce z lisem.Wolno
sunąłem przed siebie niemalże potykając się o własne łapy.Z rozmyślań
wyrał mnie przeciągły warkot dochodzący z organu którego kiedyś mogłem
nazwać żołądkiem.Stanąłem i uniosłem łeb nadstawiając uszu.Pusto, tylko
gdzie niegdzie można było usłyszeć srogie krakanie gawronów które
zebrały się w koronie ogołociałego już drzewa.Zaciekawił mnie ten widok,
w końcu gdzie padlinożercy, tam musi być i padlina.Nie myliłem
się.Chmara czarnych ptaków poderwała się do góry gdy podeszłem obejrzeć
zdobycz.Młoda łania, zabita kilka dni temu i pozostawiona w małym
wgłębieniu.Pewnie zdobycz jakiejś watahy....Niewiele myśląc złapałem
jelenia za kark i na daremno starałem się wyciągnąć go z dołu by
zapuścić się w gląb lasy i tam skąsumować go bez obawy o gniew sfory
wilków.Usiadłem zdyszany na ziemi."Nie ma co...trzeba zacząć
teraz"pomyślałem po czym zabrałem się za jedzenie.Łapczywie połykałem
kawałki krwistego mięsa tak jakby miał to być mój ostatni posiłek.Nagle
usłyszałem za sobą odgłos łamanej gałęzi.Podniosłem zaplamiony krwią
pysk i zacząłem się rozglądać.Czyżby ktoś tu był?
<Ktoś może ma ochotę spuścić mi manto za ktadzież jedzenia XD?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz