-Łał, to było...szybkie-stwierdziłem gdy wraz z niebieską waderą
opuściliśmy parę alpha.Sądziłem że inicjacja potrwa trochę dłużej, że
spytają mnie o imię, skąd się wziąłem czy też o te ślady krwi które
pozostały mi na pysku.A tu proszę, dowiedziałem się tylko że stanę się
członkiem watahy "jeśli chcę".Czy to przenośnia?Z resztą, może właśnie
tak watahy przyjmują nowych członków?W końcu do żadnej nie
należałem.Zimny podmuch wiatru opłynął moją twarz gdy wyszliśmy z
jaskini przywódców.
-Teraz pokażę ci nasze tereny-rzekła wilczyca drepcząc tuż przy moim boku.
-Klairney.-powiedziałem zwracając na siebie uwagę wadery-To pani imię, prawda?Przynajmniej tak zwracała się do pani alpha.
-T-tak, tak się nazywam-powiedziała lekko zmieszana Klair.
-Jestem Modlisznik, miło mi-ukłoniłem się uśmiechają się chytrze.
-Miło cię poznać-zaśmiała się niebieska wilczyca.
Przez chwile panowała cisza, podążałem za Klairney jak jakieś ciele
czekając aż opowie mi co i jak.Przez cały czas mijaliśmy wilki, z
pewnością innych członkow watahy.Piękne wadery, dobrze zbudowane
basiory...Przyglądali się mi jakbym był z innej planety.Bynajmniej
teochę tak wyglądałem. Moja przewodniczka śmiało kroczyna na przód.Miała
chyba dość wysoką pozycję w hierarhii tej wataszki.
-Oh, pani Klairney dokąd teraz idziemy?-spytałem zostają w tyle.Ona była tak energiczna, a ja tak żałośnie słaby...
(Klairney?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz