środa, 2 grudnia 2015

Od Modlisznika do Klairney

Zmierzyłem przybyszkę wzrokiem po czym uśmiechnąłem się szarmandzko wstając z ziemi i chwiejnym krokiem idąc w jej kierunku.
-O,niech pani wybaczy...Nie jestem na siłach by polować samemu-rzekłem, a wadera lekko się odsunęła
-To nie upowarznia cię do kradzierzy-warknęła pokazując swe białe zęby.
-Do kradzieży?To musi być jakieś nieporozumienie, nie wiedziałem że ta zdobycz jest....czyjaś.-uśmiechnąłem się lekko spoglądając na martwe zwierze.Widząc że wadera wciąż jest nie w humorze dodałem po chwili-Ma pani niesamowicie barwną sierść, to dziedziczne w pani rodzinie,hmm?
-To nie twój interes...-odparła krótko.
-Oh tak, oczywiście-odpowiedziałem i jak raz uśmiech znikną mi z pyska.-Obiecuję że opuszczę tereny waszej watahy jeśli tylko pozwolisz mi trochę zjeść.Nie widziałem jedzenia od kilku dni.
-Czemu od razu opuścić?Gdybyś dołączył miałbyś pełno jedzenia.-powiedziała nieznajoma unosząc brwi.
-Tak?Mógłbym?-dopytałem nieco zaskoczony jej propozycją.W końcu wogóle mnie nie znała.

Klairney?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT