Zmierzyłem przybyszkę wzrokiem po czym uśmiechnąłem się szarmandzko wstając z ziemi i chwiejnym krokiem idąc w jej kierunku.
-O,niech pani wybaczy...Nie jestem na siłach by polować samemu-rzekłem, a wadera lekko się odsunęła
-To nie upowarznia cię do kradzierzy-warknęła pokazując swe białe zęby.
-Do kradzieży?To musi być jakieś nieporozumienie, nie wiedziałem że ta
zdobycz jest....czyjaś.-uśmiechnąłem się lekko spoglądając na martwe
zwierze.Widząc że wadera wciąż jest nie w humorze dodałem po chwili-Ma
pani niesamowicie barwną sierść, to dziedziczne w pani rodzinie,hmm?
-To nie twój interes...-odparła krótko.
-Oh tak, oczywiście-odpowiedziałem i jak raz uśmiech znikną mi z
pyska.-Obiecuję że opuszczę tereny waszej watahy jeśli tylko pozwolisz
mi trochę zjeść.Nie widziałem jedzenia od kilku dni.
-Czemu od razu opuścić?Gdybyś dołączył miałbyś pełno jedzenia.-powiedziała nieznajoma unosząc brwi.
-Tak?Mógłbym?-dopytałem nieco zaskoczony jej propozycją.W końcu wogóle mnie nie znała.
Klairney?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz