Uśmiechnąłem się delikatnie i lekko objąłem waderę.
Pierwszy raz pomogłem wilkowi samą rozmową.
-Wiesz? Też nie miałem łatwo...
Luna spojrzała na mnie pytająco.
-Nie miałem stabilnego wychowania. Mama chciała ze mnie zrobić
pantofla,a tata dzielnego i bezdusznego wojownika i przywódcę. Nie
wiedziałem jak mam się w ogóle zachowywać. Raz miałem dosłownie ,,rzygać
tęczą",a raraz potem zmyć z siebie wszystkie dobre emocje i stać się
gruboskórnym twardzielem. Co ja miałem zrobić? Byłem więc silnym i
twardym wojownikiem i wrażliwym i kurcze zbyt delikatnym basiorem.
Wstydzę się swojej wrażliwości,bo nie jest przeciętna dla basiorów. Ale
za razem pomaga mi w szybszym nawiązywaniu kontaktów...
-Mów dalej-westchnęła towarzyszka.
-Potem nadeszła zagłada...
Luna zrobiła wielkie oczy.
-Taak. Brat ojca-Shinanshi. On zapragnął zemścić się na naszej rodzinie
za to,że jego starszy brat,czyli mój ojciec,przejął watachę po swoim
ojcu. A potem wygonił Shinanshiego. Mówił,że nie zasługuje na bycie z
nami. Ten jednak mówił,że się zemści...i po 1,5 roku tak się stało.
Okazało się,że Shinanshi założył własną watachę składającą się z jakichś
zmutowanych wilków. One były jego armią. Na moich oczach przegryzały
tętnice moim przyjaciołom,znajomym i...i...-potoczyła mi się łza,którą
chciałem schować z powrotem-moją rodzinę...pierwszy raz użyłem swych
skrzydeł. Odleciałem,szukając lepszego życia. Schronienia. Domu.
Sojuszników. I trafiłem po 6 miesiącach tu. Już miałem tyle lat ile
miałem....
Luna nadal patrzyła na mnie z litością.
-Także łączmy się w bólu,Luna-zażartowałem.
Wadera uśmiechnęła się lekko.
-To co? Idziemy gdzieś?-spytałem ochoczo.
-Współczuję-powiedziała nagle.
-Ale to już nie ważne. Musiałem to komuś wygadać. Za długo to we mnie siedziało. Przepraszam,że musiałaś tego wysłuchiwać...
Luna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz