sobota, 17 października 2015

Od Vincenta do Annabell

Uśmiech Annabell był dla mnie nagrodą. Lubiłem patrzeć jak wilki, których pysk zasnuty był powagą, chłodem, wręcz wrogością, tak po prostu posyłają mi wyraz zadowolenia. Odwzajemniłem ten gest, odparłszy na słowa wadery:
-To jakby nie patrzeć mój obowiązek, lecz w większości przyjemność. Lubię przechadzki po okolicznych terenach, nie ważne ile już je przemierzałem. Za każdym razem czuję jakby odwiedzał niezbadaną połać ziemi. To odpręża.
Skinęła głową, pozwalając dalej prowadzić się przez las. Kroczyliśmy, wprawiając suchą ściółkę w ruch, czego skutkiem był delikatny szelest. Jesień wyraźnie zawitała na tereny watahy-korony drzew przybrały barwę czerwieni, oranżu i złota, liście wirowały w powietrzu, dął chłodny powiew, a wokół unosił się orzeźwiający zapach deszczu.
-Co powiesz na Spiczaste Góry? – zaproponowałem kolejny punkt wycieczki.
-Kreatywna nazwa. – skomentowała.
-Ostatnio gdy tam byłem odkryłem wąski tunel.
-To chyba normalne, jeśli chodzi o wielkie pasma górskie.
-Na którego końcu jest rewelacyjny widok na smocze gniazdo.
Nie usłyszałem żadnej uwagi od strony Annabell. Zwróciłem wzrok na towarzyszkę. Napotkałem intensywnie czerwone oczy, wpatrujące się we mnie z zaciekawieniem. Długi ogon wilczycy poruszał się nieznacznie.
-Śliczne, delikatne smoczęta – kusiłem. – w towarzystwie dumnej, rosłej smoczej mamy.
-Czy to nie jest lekkomyślne zakłócać spokój rodziny latających gadów? – iskra ciekawości umknęła z ślep Annabell, zamiast niej pojawiła się chłodna sceptyczność. – Wiesz, można zostać lekko zwęglonym.
Skręciłem na wschód, w stronę Szpiczastych Gór. Chód wadery przybrał postać nieco ociężałego marszu. Zrównałem z nią krok.
-Jak mówiłem, byłem tak ostatnim razem – mówiłem. – i mogę cię szczerze zapewnić, iż o ile będziemy cicho, to nic nam nie grozi.
-A jeśli jednak smoczyca nas spostrzeże?
-W każdej chwili możemy odlecieć. – wzniosłem się trochę ponad ziemię. – Albo nieco uspokoić rozjuszoną mamusie. Znam pewne sztuczki, które pozwolą przetrwać atak.
Ponad koronami drzew widniały już ośnieżone szczyty Szpiczastych Gór. Roślinność zaczęła ustępować miejsca coraz to uboższemu terenowi, aż w końcu stanęliśmy na twardej skale, pokrytej sypkim żwirem.
-Wiesz, Annabell – zwróciłem się do towarzyszki. – jeśli nie masz ochoty, to nie ma sprawy. Tereny są rozległe, możemy pozwiedzać coś innego.
<<Annabell? Nie przepraszaj, każdemu zdarzy się lekki poślizg z opkami ;3>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT