Przyjrzałam się uważnie górą, szczyty wydawały się takie wysokie iż
prawie dosięgały nieba. Do wspinaczki zniechęcała goła, lita skała,
która przez wodę i wiatr była nie równa o ostrych krawędziach.
Spojrzałam na basiora, który nadal lekko unosił się nad ziemią.
Zapytałam go:
-Zamierzasz przez całą drogę lecieć?
-Nie, nie skądże-łapy basiora delikatnie dotkneły ziemi. Mój towarzysz
spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi,przyjrzałam się jeszcze raz
uważnie górą, po czym oznajmiłam:
-Choćmy zobaczyć te małe smoki.-Basior uśmiechnął się i ruszył
wydeptanym już szlakiem. Krajobraz szpiczastch gór był bardzo surowy,
rzadko kiedy można było spostrzec jakąś forme życia inną niż porosty.
Vincent prowadził mnie przez labirynt ścieżek i dróżek, nie które były
bardzo strome inne natomiast łagodne, jednak dzięki swym małym rozmiarom
pokonywałam każdą z gracją i bez przeszkód. Słońce znajdowało się nad
naszymi głowami, ogrzewając mnie i Vina życiodajnymi promieniami. Była
to wyśmienita pora na postój, zatrzymaliśmy się na jednym z
łagodniejszych zboczy które porośnięte było soczysto zieloną trawą,
położyłam się na niej kierując spojrzetnie na błękitny nieboskłon, na
którym leniwie niczyn stado białych puchatych owiec suneły białe
chmury.Gdy nasza energia się odnowiła ruszyliśmy w dalszą droge. Szłam
za Vincentem rozmyślając o przeszłości i przyszłości, dlatego więc byłam
wielce dziwiona gdy dotarliśmy do celu. Słońce kończyło swoją wędrówke
ustępując miejsca księżycowi, uwielbiałam tą pore dnia gdy z minuty na
minute stawało się coraz ciemniej.Vinncent stał przed małych rozmiarów
tunelem, który schodził do wnętrza ziemi. Spojrzałam w oczy basiora, po
czym ruszyłam pierwsza. Wydawało mi się że będzie ciaśniej, dlatego
zdziwił mnie fakt że moge iść prawie że wyprostowana. Ruszyłam powoli
przed siebie, jedynymi dźwiekami jakie docieraly do do nas był szmer
moich długich uszu o sklepienie tunelu i szelesty jakie dobiegały od
Vincenta . Współczułam mu ponieważ on musiał się czołgać w dość nie
wygodnej pozycji. Widząc jego zmęczenie stanełam i oznajmiłam najciszej
jak mogłam:
-Zostań tu, otworze portal przy gnieździe byś nie musiał się tak męczyć.
Zajmie mi to jakieś 3-4 minuty. Dobra?-Słysząc sprzeciwy zamknełam
pyszek basiora przykładając do niego delikatnie końcówke ogona.
Zamknęłam oczy i użyłam swojej mocy by zamienić się w cień. Gdy poczułam
że czar działa ruszyłam przed siebie bezszelestnie niczym duch. Była to
bardzo przydatna umiejętność, niestety nie opanowałam jej za dobrze,
dlatego nie mogłam utrzymać tej postaci zbyt długo. Zanim się
spostrzegłam tunel stał się szerszy i wyższy, dlategóż też znów stałam
się wilkie, otworzyłam za sobą potral, który wirował przyprawiając o
zawrót głowy. Po chwili mogłam dostrzec szarą łapę basiora która nie
pewnie wynurzyła się z czarnej masy. Zanim sie spostrzegłam stał koło
mnie Vincent. Basior przeciągnął się po czym spojrzał ns mnie z
uśmiechem.Gdy wszystko było w porządku, ruszyliśmy dalej przed siebie,
tunel coraz bardziej coraz bardziej zwiękrzał swą średnica aż w końcu
sklepienie górowało nad naszymi głowami, tak że nie mogliśmy dostrzec w
ciemności jego zarysu. Wnętrze jaskini oświetlała wielka dziura która
znajdowała znajdowała się nad naszymi głowami, prawdopodobnie służyła
smokom jako wejście do domu. Jaskinia była ogromna dlatego ruszyliśmy po
cichu poszukać gniazda gadów. Na ziemi mogłam dostrzec różne
kosztowności jak przedmioty wykonane ze złota i srebra lub wielokolorowe
kamienie szlachetne.
(Vincent ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz