Obudziłam się koło południa. Odkąd jestem w ciąży zrobiłam się
strasznie senna. Nadal nie mogę uwierzyć, że już niedługo na świat
przyjdą moje szczeniaki. Od Meredith dowiedziałam się że będą 2, waderka
i basiorek. Byłam taka szczęśliwa, nie mogłam doczekać się kiedy je
zobaczę. W głowie miałam tysiąc pytań: do kogo będą bardziej podobne do
mnie, a może do Gallardo, albo jak zareagują na towarzystwo innych w
watadze. Eh tego wszystkiego było za dużo, a odpowiedzi wciąż brak.
Wiedziałam, że już niedługo się przekonam. Najbardziej bałam się jednak
porodu, wiedziałam, że to będzie bolało jednak Meredith zapewniała, że
poda mi leki znieczulające. Wstałam żeby rozprostować kości, miałam z
tym problem bo mój brzuch przypominał wielką beczkę, która zaraz
wybuchnie. Był cięższy niż myślałam.
Kiedy wygramoliłam się z posłania czekało już na mnie śniadanie.
Gallardo dbał o mnie jak nigdy, robił wszystko co sobie zażyczyłam, a
nawet więcej. Widać jednak było, że stresuje się tym całym porodem
bardziej niż ja. Zaśmiałam się i zjadłam przygotowany przez niego
posiłek. Basiora nie było jaskini. Podejrzewam, że wyszedł trochę
rozprostować skrzydła. Odkąd jestem w ciąży zrobiłam się strasznie
marudna, złośliwa, opryskliwa i wredna. Najpierw coś robiłam, a dopiero
potem myślałam. Byłam wdzięczna Gallardo, że jeszcze mnie nie zostawił,
bo chwilami sama siebie miałam dość, a na nim to się dosłownie
wyżywałam.
Stwierdziłam, że po posiłku przejdę się na spacer, muszę się chociaż
trochę ruszać. Szłam główną ścieżką Stardust Forest i rozmyślałam nad
moją ciążą. Byłam jedyną waderą spodziewającą się młodych w watadze co
trochę mnie stresowało. Sama tak naprawdę nie wiem czemu. Idąc jeszcze
kawałek dalej zobaczyłam Marry i Riki rozmawiające ze sobą. Bardzo
chciałam do nich dołączyć więc ruszyłam szybkim biegiem w ich stronę.
Nagle poczułam bardzo silny skurcz w podbrzuszu i upadłam na ziemie.
Dziewczyny natychmiast do mnie podbiegły, aby mi pomóc, ale ja już
wiedziałam co się dzieje: poród się zaczął!!!! Na całe szczęście
jaskinia Meredith była już bardzo blisko więc udało mi się tam dojść.
Ból był nie do zniesienia. Wadera od razu mnie zobaczyła i zabrała do
siebie, a ja poprosiłam Marry żeby znalazła Gallardo i go tu
sprowadziła.
Meredith była dobrze przygotowana na mój poród, w końcu był to pierwszy
poród w watadze. Podała mi jakieś leki znieczulające, które niewiele
dały, ale wiedziałam że muszę być silna. Zanim zaczęłam rodzić
zobaczyłam tylko sylwetkę Gallardo czekającego pod jaskinią.
*****************************
Sam poród trwał jakieś 3 godziny. Był to najgorszy, a zarazem
najszczęśliwszy czas w moim życiu. Leżałam na posłaniu wypompowana z
jakichkolwiek sił i spocona jak nigdy dotąd, a obok mnie dwa cudowne
maluszki. Biało-czarny basiorek i kolorowa waderka. Były prześliczne,
spały, cichutko oddychając, a ja nie mogłam się napatrzeć. Meredith
stała przede mną uśmiechnięta, powiedziała, że byłam bardzo dzielna i że
świetnie mi poszło. Poprosiłam ją aby zaprosiła Gallardo. Zgodziła się,
a chwilę później basior wbiegł spanikowany:
- Ciiii!!!! Obudzisz maluszki. – powiedziałam cicho
- Przepraszam kochanie. – wyszeptał
- Biały to basiorek, a kolorowa to waderka. – uśmiechnęłam się i pokazałam na szczeniaki
Gallardo wstrzymywał łzę dumy i powiedział:
- Są piękne…. A więc basiorka nazwiemy Miru…
- …….A waderkę Avrilla – dokończyłam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz