piątek, 16 października 2015

Od Amici- Poród

Obudziłam się koło południa. Odkąd jestem w ciąży zrobiłam się strasznie senna. Nadal nie mogę uwierzyć, że już niedługo na świat przyjdą moje szczeniaki. Od Meredith dowiedziałam się że będą 2, waderka i basiorek. Byłam taka szczęśliwa, nie mogłam doczekać się kiedy je zobaczę. W głowie miałam tysiąc pytań: do kogo będą bardziej podobne do mnie, a może do Gallardo, albo jak zareagują na towarzystwo innych w watadze. Eh tego wszystkiego było za dużo, a odpowiedzi wciąż brak. Wiedziałam, że już niedługo się przekonam. Najbardziej bałam się jednak porodu, wiedziałam, że to będzie bolało jednak Meredith zapewniała, że poda mi leki znieczulające. Wstałam żeby rozprostować kości, miałam z tym problem bo mój brzuch przypominał wielką beczkę, która zaraz wybuchnie. Był cięższy niż myślałam.
Kiedy wygramoliłam się z posłania czekało już na mnie śniadanie. Gallardo dbał o mnie jak nigdy, robił wszystko co sobie zażyczyłam, a nawet więcej. Widać jednak było, że stresuje się tym całym porodem bardziej niż ja. Zaśmiałam się i zjadłam przygotowany przez niego posiłek. Basiora nie było jaskini. Podejrzewam, że wyszedł trochę rozprostować skrzydła. Odkąd jestem w ciąży zrobiłam się strasznie marudna, złośliwa, opryskliwa i wredna. Najpierw coś robiłam, a dopiero potem myślałam. Byłam wdzięczna Gallardo, że jeszcze mnie nie zostawił, bo chwilami sama siebie miałam dość, a na nim to się dosłownie wyżywałam.
Stwierdziłam, że po posiłku przejdę się na spacer, muszę się chociaż trochę ruszać. Szłam główną ścieżką Stardust Forest i rozmyślałam nad moją ciążą. Byłam jedyną waderą spodziewającą się młodych w watadze co trochę mnie stresowało. Sama tak naprawdę nie wiem czemu. Idąc jeszcze kawałek dalej zobaczyłam Marry i Riki rozmawiające ze sobą. Bardzo chciałam do nich dołączyć więc ruszyłam szybkim biegiem w ich stronę.
Nagle poczułam bardzo silny skurcz w podbrzuszu i upadłam na ziemie. Dziewczyny natychmiast do mnie podbiegły, aby mi pomóc, ale ja już wiedziałam co się dzieje: poród się zaczął!!!! Na całe szczęście jaskinia Meredith była już bardzo blisko więc udało mi się tam dojść. Ból był nie do zniesienia. Wadera od razu mnie zobaczyła i zabrała do siebie, a ja poprosiłam Marry żeby znalazła Gallardo i go tu sprowadziła.
Meredith była dobrze przygotowana na mój poród, w końcu był to pierwszy poród w watadze. Podała mi jakieś leki znieczulające, które niewiele dały, ale wiedziałam że muszę być silna. Zanim zaczęłam rodzić zobaczyłam tylko sylwetkę Gallardo czekającego pod jaskinią.
*****************************
Sam poród trwał jakieś 3 godziny. Był to najgorszy, a zarazem najszczęśliwszy czas w moim życiu. Leżałam na posłaniu wypompowana z jakichkolwiek sił i spocona jak nigdy dotąd, a obok mnie dwa cudowne maluszki. Biało-czarny basiorek i kolorowa waderka. Były prześliczne, spały, cichutko oddychając, a ja nie mogłam się napatrzeć. Meredith stała przede mną uśmiechnięta, powiedziała, że byłam bardzo dzielna i że świetnie mi poszło. Poprosiłam ją aby zaprosiła Gallardo. Zgodziła się, a chwilę później basior wbiegł spanikowany:
- Ciiii!!!! Obudzisz maluszki. – powiedziałam cicho
- Przepraszam kochanie. – wyszeptał
- Biały to basiorek, a kolorowa to waderka. – uśmiechnęłam się i pokazałam na szczeniaki
Gallardo wstrzymywał łzę dumy i powiedział:
- Są piękne…. A więc basiorka nazwiemy Miru…
- …….A waderkę Avrilla – dokończyłam
KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT