Spojrzałam na Ashitę i nieprzytomnego basiora. Tiamo. Wiedziałam, że coś
złego z tego wyniknie. Bez słowa pociągnęłam basiora na środek jaskini i
położyłam go na posłaniu obok ogniska.
- Rozpal proszę ogień - zwróciłam sie do Ashity.
Wadera zaczęła krzątać się przy palenisku. Sięgnęłam z półki skalnej
roślinkę, którą trzymałam w małej doniczce. Dzięki temu rosła, a ja cały
czas miałam przy sobie moc magiczną. Mruknęłam do roślinki "Pomóż" i
dotknęłam łapą jej liścia. Natychmiast poczułam przypływ mocy. Podeszłam
do basiora i dotknęłam jednej z ran. Mruknęłam coś i rana zaczęła się
goić. To samo zrobiłam z resztą ran. Potem wzięłam z półki maść w
zielonym pudełeczku i wtarłam odrobinę w każde miejsce, w którym
wcześniej była rana. Następnie zawołałam kilka pnączy i zrobiłam z nich
opatrunki dla basiora. Robiłam to wszystko nie odzywając się do Ashity,
która już rozpaliła ogień. Patrzyła na moje poczynania z podziwem. Kiedy
zawiązałam ostatni opatrunek, wyszłam z jaskini. Zastanowiłam się
chwilę i zerwałam kilka listków z najbliższego krzaczka. Wróciłam do
jaskini i wzięłam drobny garnuszek. Wrzuciłam do niego listki i wlałam
trochę wody (w jaskini mam drobne źródełko). Ustawiłam to nad ogniem i
poczekałam kilka minut. Kiedy napar był gotowy, wlałam go do ust
nieprzytomnego Tiamo. Basior zaczął się budzić i krztusić. Położyłam się
kilka kroków od niego i ułożyłam łeb na łapach. Moja robota skończona.
Wilk potrząsnął łbem, spojrzał na opatrunki i spytał Ashitę:
- Żyję?
- Na szczęście tak. Amy Ci pomogła - odparła z ulgą Alfa.
Tiamo spojrzał w moją stronę. Obrzuciłam go chłodnym spojrzeniem.
- Dzięki - powiedział.
- Nie chcę Twojego podziękowania. To moja praca, za nią nie trzeba dziękować - fuknęłam.
<Ashita? Tiamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz