Słońce wisiało już od dawna nad horyzontem, niedługo miało się już chylić ku zachodowi. Rządy po nim obejmie wtedy księżyc- tej nocy jako okrągła tarcza wskazująca zabłąkanym drogę... Kiedy tak rozmyślałam nad pięknem natury, przypominałam sobie moją przeszłość. Jak razem z Nami oglądałam wschody słońca, jak... Potrząsnęłam łbem, wyrywając się z bolesnych wspomnień. Biegłam przed siebie, mając tylko jeden cel: chciałam jak najszybciej oddalić się od miejsca, gdzie wydarzyło się TO- gdzie zginęła moja przyjaciółka. Niestrudzenie przedzierałam się przez gęste pnącza, nie bacząc na smagające całe moje ciało gałęzie. Nie patrzyłam też, w jakim kierunku podążam. Ile to już czasu? Tydzień? Nie... pamiętam, że kiedy po raz ostatni jadłyśmy wspólny posiłek- dorodnego jelenia- Nami wytropiła go po śladach w śniegu. Teraz mamy lato, a więc to już... pół roku. Westchnęłam ciężko. Tyle miesięcy, a ja nadal się nie ogarnęłam. Zabawne. Na mojej twarzy zagościł ponury uśmiech. Nie byłam w stanie się śmiać do tej pory.
- Weź się w garść, Shi. Przecież zawsze mówiłaś, iż nadejdzie znowu ranek. A tu co? Zachowujesz się jak ostatnia ofiara losu- usłyszałam.
Zamarłam w miejscu, niezdolna do ruchu. To był bez wątpienia głos Nami. Doskonale pamiętam ten ciepły, przyjazny ton. Moja przyjaciółka zawsze motywowała mnie do wszystkiego, a także podnosiła na duchu. Ale ona przecież nie żyje, więc jakim cudem mogłam usłyszeć jej głos? No, chyba, że wariuję... Ponownie potrząsnęłam łbem. Niezależnie od tego, do kogo należał ten głos, ma rację. Wystarczająco długo się smucę, straciłam kawał czasu. Nami na pewno nie byłaby zadowolona. Dlatego przetrwam. Dla niej i jej pamięci. Zemszczę się na Waru, Ferlunie i na każdym, kto stanie mi na drodze. Jednak do dawnej, roześmianej Ashity było mi jeszcze daleko. Mimo wszystko, czułam, iż pokonałam wiele przeszkód. Pozostała tylko jedna- samotność.
- Dziękuje- wyszeptałam w noc.
Moja przyjaciółka mnie nie opuściła. Do póki o niej pamiętam, będzie żyła- w moim sercu. Nagle poczułam nieopartą senność. Dzisiaj pokonałam długi dystans, a nie miałam szczęścia w polowaniu. Położyłam się więc pod rozłożystym dębem i zamknęłam oczy, przenosząc się do krainy marzeń.
We śnie usłyszałam czyjś głos. Brzmiał dokładnie jak Nami, choć przedstawił się jako Ramza. Mówił mi o powstawaniu Waru i Ferluna oraz milczeniu bogów. Mimo, iż byli potężni, mieli wiele wad. Nie lubili wtrącać się w nasze sprawy, a tym bardziej nam pomagać. Poza tym, jak podejrzewałam, bali się Ferluna. Głos wadery nakazał mi tu pozostać i założyć watahę, która zniszczy Waru i zapobiegnie panowaniu ich króla. Inaczej czeka nas zagłada...
Obudziłam się gwałtownie. Przez chwilę myślałam nad słowami, które usłyszałam we śnie. Bez wątpienia, przemówiła do mnie Pierwsza Wilczyca- Ramza. Niechętnie podniosłam się z ziemi, po czym rozejrzałam się dookoła. Mimo, iż nastał już świt, gwizdy nadal były doskonale widoczne- szczególnie jedna, lśniąca mocnym blaskiem, który zdawał się szeptać słowa otuchy, dodając odwagi. Podjęłam decyzję. Zostanę tu i założę Watahę Porannych Gwiazd.
Nieźle zdenerwowana nowym pomysłem, zaczęłam biegać, raz w jedną, raz w drugą stronę. Cicho mruczałam pod nosem plany, nie zwracając uwagi na to, jak idę. Byłam przekonana, iż jestem tu sama, więc nie rozglądałam się. W pewnym momencie poczułam, że na coś wpadam. Po chwili oszołomienia, zauważyłam czarnego basiora. No i masz ci los, tak kończy się bujanie w obłokach, pomyślałam. Wilk natomiast patrzył na mnie, najwyraźniej zdziwiony.
< Tiamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz