sobota, 2 kwietnia 2016

Od Toshiro do Riki

Nigdy nie myślałem, że Władca Śmierci może wyglądać na zadowolonego. Szczerze mówiąc, nigdy nie sądziłem, że uda mi się go zobaczyć, tym bardziej będąc jeszcze żywym. Jednak pomimo tego, stałem tuż naprzeciw uosobienia największego strachu wszelakich istot. Co prawda, czarna peleryna i długa, ostra kosa w rękach szkieletu nieco mnie peszyła, acz w gruncie rzeczy czułem się bezpieczny - w ten irracjonalny sposób, kiedy stoisz naprzeciw krwiożerczego tygrysa, ale czujesz, iż ten nie ma wrogich zamiarów, przynajmniej na razie.
Ciężka, wysadzana rubinami korona ciążyła mi na łbie, jakby symbol ciężaru władzy i bogactwa, tak samo jak wisiorek, który niemalże wyginał moją szyję w dół, zmuszając do pochylenia się. Jak na taką małą ozdóbkę, całkiem sporo ważył. Natomiast kaptur mojej czarnej peleryny ciągle zjeżdżał mi na oczy, skutecznie ograniczając pole widzenia. W dodatku reszta materiału, zarzucona na mój grzbiet, utrudniała mi ruchy. Byłem wdzięczny szkieletom za wyleczenie moich ran, a także założenie na me dość wątłe ciało tych wszystkich królewskich rzeczy, ale... Czułem, że najzupełniej w świecie odrzucają mnie. Nigdy nie chciałem być władcą, ponosić odpowiedzialności za większą grupę. Gdy sytuacja tego wymagała, byłem gotów wyjść z cienia, ale zazwyczaj wolałem siedzieć cicho. Pozostawić rządzenie innym.
Zerknąłem na Riki. Wadera szła pewnie koło mnie, jakby stanowiąc przeciwieństwo mojej nieudolności. Choć zobaczyłem, jak jej łapy delikatnie drżą, wyraz pyszczka wilczycy był zdecydowany, pewnie patrzyła w oczy Władcy Śmierci. Mogłem wręcz powiedzieć, że z uśmiechem. Jej aura wpływała na mnie tak pozytywnie, że po kliku chwilach poczułem, jak wszystkie nerwy w mym środku odlatują w dal. Odetchnąłem głęboko, czując na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, choć podejrzewałem, że zdecydowana większość spojrzeń jest kierowana na moją towarzyszkę, która z ciekawością rozglądała się po sali. W pewnym momencie jej oczy roziskrzyły się, utkwione w jednym punkcie, na lewo od szkieletowego wierzchowca. Podążyłem za jej wzrokiem, starając się uniknąć widoku przyjaźnie wyszczerzonego kościotrupa, a w następnej sekundzie niemal się zakrztusiłem: na niewielkim podwyższeniu dostrzegłem jasny, okrągły przedmiot z jakimiś dziwnymi znakami i strzałką. Byłem całkowicie pewny, iż to właśnie Błękitny Kompas, którego szukamy!
- Mamy go!- szepnąłem.
Riki potaknęła.
Nagle rozległ się stukot kości. Zaniepokojony hałasem, spojrzałem w kierunku tronu; Władca Śmierci podnosił się, a jego królewska szata załopotała jak na wietrze, otaczając jego ciało.
- Jakże się cieszę, moi drodzy przyjaciele. Serce me bolało nad brakiem waszego widoku- zaklekotał, chwytając się za żebro, przez którego wylot mogłem dostrzec drugą ścianę sali.- Od kiedy ma okrutna Siostra pozbawiła mnie Was. Rozsiądźcie się, Verdicie, Sombire. W tym radosnym dniu nie może obejść się bez uczty, niedługo, jak mniemam, przybędą także Zumir oraz Syntia. Rozgośćcie się!
Korciło mnie, zęby wytłumaczyć mu, kim naprawdę jesteśmy. Ale szczery entuzjazm w głoście sprawił, iż ugryzłem się w język, równocześnie stawiając sobie w myślach pytanie, jak długo zajmie tym szkieletom odkrycie prawdy. Gorączkowo zastanawiałem się także nad sposobem na zdobycie Błękitnego Kompasu.
- Jedna rzecz mnie tylko zastanawia, moi drodzy przyjaciele- zaczęła Śmierć, kładąc szczególny akcent na ostatnie słowa- co Was przywiało w te okolice? Nawet jeśli zadziała tu niezwykła siła przeznaczenia, ciekawi mnie wasza motywacja, wszak Wasze wspomnienia zostały odebrane przez Życie...
Zagryzłem wargi, patrząc na Riki, która na chwilę znieruchomiała, zapewne zaskoczona pytaniem w równym stopniu, co ja. Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza; szkielety wpatrywały się w nas, czekają na każde słowo, które wypowiemy.
- Przybyliśmy po Błękitny Kompas- oznajmiłem, planując opowiedzieć pół-prawdę.- Razem z Sombire dostaliśmy misję odnalezienia pewnej osoby, zaś do wykonania tego zadania potrzebujemy właśnie Kompasu.
- Rozumiem- stojący przed nami ,,dawny przyjaciel" pokiwał czaszką.- Nie wiem, czy go widzieliście, jednak jestem jego posiadaczem- wskazał na podwyższenie obok swego tronu.- A któż zlecił Wam tą misję? Co robiliście wcześniej?
- Cieszymy się z tego .Czy byłaby możliwość, abyś nam go pożyczył na jakiś czas? Z pewnością go zwrócimy!- głos Riki brzmiał tak entuzjastycznie i szczerze, ze na miejscu Władcy Śmierci nawet nie pomyślałbym o odmowie.- Zlecenie otrzymaliśmy od Crystal, która powiedziała, iż w razie kłopotów możemy zwrócić się do Ciebie- w tym momencie Władca Śmierci jakby się uśmiechnął z rozbawianiem.- Wcześniej trafiliśmy na siebie w pewnej przyjaznej watasze. Jednakże zajmijmy się chwilą teraźniejszą...
Lekko zaniepokojony, ponownie spojrzałem na szkielet. Nadal uśmiechał się, acz wyczuwałem od niego aurę chłodu. Zastanawiałem się, co takiego się stało...
- Jest dokładnie tak, jak mówi Sombire. Czy możemy prosić o twą pomoc, z uwagi na te wszystkie dobre, dawne czasy, które spędziliśmy jako przyjaciele?- odezwałem się, zanim poczucie winy zamknęło mi usta.
Władca Śmieci jakby jeszcze bardziej spochmurniał, jednak jego zęby pozostały nieodmiennie wygięte w uśmiechu.
- Moi drodzy przyjaciele- zaczął ponownie- uczyniłbym to z największą przyjemnością, jednak jest to ogromny skarb mojego królestwa i nie mogę go wam zwyczajnie oddać, choćby na chwilę, ponieważ można go użyć jedynie raz, a i to wymaga niezwykłej energii magicznej i niezależnie od tego ,czy próba się powiedzie czy nie, mielibyście tylko jedną szansę. Hyacintho Compass jest miejscem, gdzie dusze powierzają moi wszyscy słudzy, aby mogli żyć tu wiecznie, nie musząc obawiać się mojego żniwa. Czy bylibyście gotowi znaleźć zastępczy pojemnik na nie? A może- jego puste oczodoły wypełniło na ułamek sekundy czarna światło- sami byście je do swych wnętrz, zaś ja zająłbym się wytworzeniem nowego magazynu, co oszczędziłoby Wam czasu? Jesteście gotowi przyjąć w siebie tysiące lat boleści, radości i doświadczenia wymieszanego z żalem i błędami przeszłości? Jak ważna jest dla Was ta misja?
Wziąłem kilka nierównych wdechów. Czy byłbym w stanie zaryzykować? A co, jeśli coś stanie się mojej przyjaciółce? Czy ta misja na tyle ważna, aby zaryzykować życiem? Nie chciałem tracić żadnej z drogich mi osób.
- Co o tym myślisz?- zapytałem cicho Riki.
Za nami, w korytarzu, rozległ się cichy tupot stóp...
< Przepraszam, że tak długo nie odpowiadałem. To jak robimy, Rikuś? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT