poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Od Ashity do Renesmee i Victora

Wzięłam kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić. Obraz potężnego basiora o ciemnym umaszczeniu wciąż stał mi przed oczami. Ten wzrok, którym przeszył mnie na wskroś, uśmiech szaleńca... W jakimkolwiek celu zjawił się na naszym terenie, nie mógł mieć dobrych zamiarów.
- To jaką decyzję podjęłaś?- zapytała Renesmee.
Spojrzałam na waderę, a potem na Victora. Oboje siedzieli blisko siebie, zupełnie jak para dobrych przyjaciół. Nie chciałam ,aby stała im się jakakolwiek krzywda. A jeśli źle wybiorę? Co, jeśli jakaś krzywda spotka któregoś z członków mojej rodziny? Nie tylko Zuko, Nami, Lelou- całej watahy....
- Przede wszystkim- zaczęłam, próbując nadać głosowi zdecydowany ton.- Musimy działać ostrożnie. Nawet jeśli to tylko jeden obcy, nie znamy jego siły, a głupotą jest atakować wroga, nie znając jego mocy. Istnieje możliwość, że napastnik śledził nas i posiada większe informacje o nas, niż my o nim. Póki co, nie chciałabym niepokoić nikogo, więc proszę, abyście zachowali to dla siebie, chyba że sytuacja wymknie się spod kontroli, jasne?- kiedy oboje pokiwali twierdząco, wznowiłam swój wywód.- Pójdę do niego i zacznę od negocjacji. Wiem, Reniś, twoja wizja bynajmniej nie wskazuje na to, aby miały one sens, ale musimy starać się ograniczyć rozlew krwi do minimum.
- Myślę, że mimo wszystko przydałaby się nam pomoc- wtrącił Victor.- Powinniśmy dać znać przedstawicielom wojowników, szpiegów, zabójców...
- Nie możemy!- upierałam się.- Renesmee widziała, jak obce stado...wybija naszych... Nikt nie może o tym wiedzieć!
- Jeśli nie podejmiemy odpowiednich środków wystarczająco wcześnie, może być za późno. Myśl rozważnie albo może stać się to przyczyną tragedii!
- Dobrze- ustąpiłam w końcu, czując, jak przestaję logicznie kojarzyć fakty.- Idź z Renesmee i zawiadom o sytuacji Riki i Annabell, aby we dwie przejęły kierownictwo nad działaniami, poszukajcie też Mavis, Vincenta i Klairney. Dajcie znać kilku obrońcom i strażnikom, aby pilnowali granic razem z patrolem. A część zwiadowców i szpiegów niech ostrożnie przeszuka las i spróbuje odkryć kryjówkę wroga. Medycy, zielarze i uzdrowiciele niech będą w gotowości, najlepiej żeby przy ich stanowisku było kilku wojowników i rycerzy. Kamuflażyści i stratedzy mogą zająć się przygotowaniem kilku niespodzianek, trochę dalej od właściwego pola bitwy, tak samo snajperzy, strzelcy...  Opiekunowie szczeniąt powinni też schować młode w jakieś bezpieczne miejsce. Jeśli wam się uda, zawiadomcie też kilku magów. Nie wszczynajcie alarmu, musi się obyć bez paniki, jak coś, zawsze możecie powiedzieć, że to ćwiczenia. Musimy przygotować grunt pod bitwę. Zrozumieliście?
- Tak- Victor i Renesmee skinęli łbami.- A co z tobą?
Uśmiechnęłam się.
- Spróbuję trochę pogadać z naszym obcym. Istnieje cień szansy, że nie ma wrogich zamiarów- zignorowałam parsknięcie Victora z lekkim uśmiechem.- No, już was nie widzę, do roboty!
Kiedy sylwetki wilków zniknęły mi z oczu, sama pobiegłam tam, gdzie po raz ostatni widziałam obcego.
Kiedy go ujrzałam na tle Wodospadu Mizu, pomyślałam, że to chyba jakiś robot. Zdawało się, że nie ruszył się ani o milimetr przez ostatnie kilkanaście minut, jego figura odznaczała się mocno od wody, jakby kąpał się w świetle księżyca. Zwalniając krok, podeszłam do obcego.
- Kim jesteś?- zapytałam.- Czego tu szukasz?
- Ohoho!- krzyknął przybysz, dopiero teraz racząc spojrzeć w moją stronę. Przeszedł mnie ponowny dreszcz na widok jego żądnych krwi oczu.- Witam, witam panią Alfę i spieszę z uprzejmościami. Zwą mnie Yomi, a co tu robię? Otóż to bardzo proste i mam nadzieję, że takie proste istoty jak wy zdołają to pojąć: Ferlun nadchodzi i pozwolił nam wymościć sobie terytorium, więc posłał nas tu, abyśmy zajęli ten teren. Miło, nieprawdaż?
Warknęłam głucho. Przedstawił swoje plany, więc nie miałam już złudzeń co do jego intencji. Mogłam otwarcie atakować.
- Myślisz, że wam pozwolimy? Jesteśmy wilkami, tak samo jak wy! Różnica polega na tym, że my nie mamy oczy zmydlonych przez kłamstwa Ferluna. Pokonamy was bez mrugnięcia okiem.
- Odważne słowa jak na słabiutką waderę. Nie, nie jesteśmy tak jak wy, pospolitymi wilkami z drugiego pokolenia Ramzy. Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć? Naszym ojcem jest Ferlun! Stworzył nas od podstaw. Całą rasę. Nie macie żadnych szans.
Szeroko otworzyłam oczy. Dopiero teraz dostrzegłam dokładnie lśniące oczy Yomi. Nie była to tylko wina światła księżyca: one były mechaniczne! Tak samo, jak całe jego ciało: spod czarnej sierści widziałam srebrne elementy, dokładnie dobrane. Kiedy zamachnął się ogonem i uderzył o ziemię, usłyszałam tylko głuchy, twardy odgłos, jakby ktoś uderzył kamieniem.
W akcie desperacji skupiłam w sobie magię i zaczęłam atakować wroga, jednak ten zdawał się bronić bez problemu. Starałam się znaleźć słaby punkt Yomi'ego, ale zdawał się być wręcz idealną bronią. Cięłam Wietrznymi Ostrzami, ale wszystkie odbijały się od jego skóry. Dopiero kiedy ugryzłam go z całych sił w krtań, którą odsłonił, na jego ciele dostrzegłam wąską smużkę oleistej cieczy, która spływała na trawę. Zdecydowanie nie była to krew...
- Doigrałaś się, waderko- warknął i zaczął atakować.
Był szybki, zwinny i silny. Z trudem unikałam tylko części jego ataków. Czułam coraz większe osłabienie, które paraliżowało każdą komórkę mojego ciała. Skoro jeden jest tak silny, co dopiero zrobi cała armia? Musi mieć jakiś słaby punkt!
Właśnie w tym momencie dostrzegłam sylwetki Victora i Renesmee, biegnących niemal w idealnej harmonii. Szybko zbliżali się w moją stronę, krzycząc coś, czego nie mogłam usłyszeć. Chciałam ich ostrzec, zabronić im podchodzić, ale nie mogłam. Skupiłam całą uwagę na przeciwniku, chcąc jak najdłużej zająć go naszą walką, by nie dostrzegł tamtej dwójki.

< Renesmee? Victor? Co tam u was słychać? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT