piątek, 15 kwietnia 2016

Od Leloucha do Tul

 Jak zwykle podążałem za siostrą, tym razem w odległości dwudziestu metrów od niej. Nami wesoło gawędziła z Mavis, Riki i naszą mamą, we czwórkę raźno przemierzały las, a ja, skryty w gałęziach drzew, na jakich widać już było pierwsze pąki oraz nieśmiało wychylające się liście, obserwowałem ich spokojny (przynajmniej jak na razie) spacer.
Jednak rytm mojego dnia został zburzony przez pewną nieznajomą wilczycę. Byłem pewien, iż wcześniej je nie wdziałem, więc moją pierwszą myślą było, aby ją zaatakować, bo kto wie, czy nie chce zrobić krzywdy Nami? Po namyśle jednak, kiedy dokładniej przyjrzałem się jej nieco wychudłej sylwetce i słaniającym się krokom, uznałem, że prawdopodobnie zabłądziła i trafiła tutaj ostatkiem sił. Chcąc nie chcąc, zatrzymałem się tuż przed nią, a mały ognik dopłynął do mojej twarzy, jednak zanim zdołał wyrządzić mi jakąkolwiek krzywdę, rozpłynął się niczym fatamorgana. W tym samym momencie nieznajoma upadła na miękkie łoże mchu.
- Kim jesteś?- zapytałem, nawet nie licząc na to, iż ta mnie usłyszy. Po chwili jednak usłyszałem cichą odpowiedź:
- Umm... Mam na imię Tul...
 - Potem mi wszystko opowiesz- westchnąłem, patrząc z niepokojem za oddalającą się figurę siostry.- Najpierw zaniosę cię do wodopoju, bo jeszcze gotowa jesteś tu mi ducha wyzionąć.
Delikatnie podniosłem nowo poznaną i zarzuciłem ją na swój grzbiet. Była zaskakująco lekka, zupełnie jakbym niósł piórko. Trzeba będzie jej od razu dać coś do zjedzenia, bo jeszcze jaka wichura gotowa unieść ją hen w daleki świat.
Z niepokojem rzuciłem ostatnie spojrzenie na siostrę, beztrosko przechadzającą się po lesie i w duchu ją przeprosiłem. Mało prawdopodobne, aby przez ten krótki czas, na jaki ją opuszczę, stała się jej krzywda, no ale kto umie przewidzieć takie coś? Jedynym uspokojeniem była dla mnie świadomość, że jest razem z mamą, Riki i Mavis. Ufałem im, byłem pewien, że przy nich nic nie stanie się Nami.
Następnie odwróciłem się i odbiegłem przed siebie, uważając, by mojej ,,pasażerce" nie stała się żadna krzywda. Ta spała, wypuszczając co chwilę powietrze z noska z uroczym, cichutkim sapnięciem. Ciekawe, ile tak wędrowała o pustym żołądku i suchym gardle.
- Dasz radę, zaraz dojdziemy- mruknąłem do niej, choć niemal oczywistym było, że tym razem mnie nie usłyszała. Po kilku minutach doszliśmy do Mizu no Yume. Wolałem nawet nie wiedzieć, jak daleko jest Nami, lecz mój wrodzony GPS, zawsze wskazujący mi lokalizację siostry, nie milczał i tym razem.
Ułożyłem waderę na brzegu rzeki, tak, aby delikatne fale obmywały jej zmęczone ciało. W międzyczasie zapolowałem na drobną sarnę, która zaplątała się w ciernie nieopodal. Żal mi było zabijać bezbronne stworzenie, ale taka już kolej rzeczy- zjedz albo zostań zjedzonym.
Kiedy wróciłem z drobnym, martwym ciałkiem zdobyczy w pysku, dostrzegłem, iż Tul miała otwarte oczy. Wadera powoli sączyła wodę z rzeki, rytmicznie pobierając ciecz.
- Mam tu coś do jedzenia- powiedziałem, kładąc zdobycz obok niej.- Jesteś głodna?
- Kim jesteś?- zapytała tylko.
- Aaa, wybacz, nie przedstawiłem się- nieco pochyliłem łeb, przypominając sobie wpajane nauki ojca.- Witam piękną panią na terenie Watahy Porannych Gwiazd. Lelouch jestem, miło mi.
- Mi również. Zwą mnie Tul.
- Przedstawiałaś mi się już, pamiętasz? Miłe imię, tak przy okazji, bardzo cieplutkie. Jak przytulanie.
- Dziękuję.
- Nie ma za co- odparłem, równocześnie sprawdzając na swoim ,,wykrywaczu", jak się miewa Nami.- No to co, smacznego!
Ruchem łba wskazałem na niewielkie ciało sarenki. Może nie szło się tym najeść na bardzo długo, ale zawsze coś.
- Um...zjesz może ze mną?- zaproponowała Tul.- Dziwnie jakoś tak jeść, kiedy ktoś inny tylko patrzy.
Miałem na końca języka odpowiedź, iż nie jestem głodny, ale po krótkim namyśle zrezygnowałem. Przysiadłem się do wadery i zatopiłem kły w soczystym mięsie sarny. Bez problemu dało się oderwać od jej ciała coraz to nowe płaty, więc po niedługim czasie z posiłku pozostało samo wspomnienie.
- Jak się teraz czujesz?- zapytałem.- Może chciałabyś odwiedzić medyka u nas w watasze, to niedaleko. Albo zjeść coś jeszcze? Ogółem, może dołączysz?
Lekko się uśmiechnąłem, patrząc na wyraz pyszczka posiadaczki cieplutkiego imienia. Spojrzała w niebo, tego dnia wyjątkowo bezchmurne. Słońce raźno przedzierało się przez gałęzie drzew, tańcząc i migając na powierzchni wody, jakby grając z falami powolnego walca. Liście zresztą nie pozostały bez swojej ,,pary", zapraszając do tańca rozhulany wiatr, który radośnie skorzystał z propozycji. Podmuch zmierzwił zimnym powietrzem sierść Tul, a ta się delikatnie wzdrygnęła.

< Tul? To jak robimy? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT