-Do jutra-Odparłam z delikatnym uśmiechem. Basior po chwili zwłoki
opuścił jaskinie medyka; znów zostałam sam na sam z myślami. Podpisując
pakt z Owarim wiedziałam czym to będzie skutkować dlatego też byłam na
siebie zła. Wiedziona nienawiścią nie pomyślałam o mojej nowej rodzinie,
którą zdobyłam. Mogę im zrobić krzywdę i nawet nie zdać sobie z tego
sprawy! Było to bardzo samolubne i nie odpowiedzialne,a le przeszłości
nie zmieniły, jedynie możemy się z niej czegoś nauczyć. Westchnęłam i po
dłuższej chwili patrzenia na upstrzone bruzdami sklepienie jaskini
usnęłam
*****
Następnego dnia obudziłam się około południa, by nie nadwyrężać
gościnności Esmeraldy wstałam i wyszłam z jaskini. I tak dosyć tu
przeleżałam. Słońce milutko przygrzewało, a ptaki wesoło podśpiewywały
siedząc na jeszcze nagich gałęziach, które dopiero zaczęły przywdziewać
zielone barwy. Mięśnie były strasznie zesztywniałe tak że łapy uginały
się pod moim ciężarem, jakby odzwyczajone od wysiłku. Po paru minutach
szłam pewniej przed siebie, jednak moje kończyny dalej trzęsły się
grożąc zawaleniem niczym metalowa konstrukcja skrzypiąca pod wpływem
wiatru. Ujrzawszy ptaka siedzącego na gałęzi zaczęłam szybciej
przełykać ślinę, która napływała mi gwałtownie do pyszczka do tego
doszedł ból pochodzący z żołądka, jednym słowem-byłam głodna...Strasznie
głodna. Po chwili ptak został oblepiony całunem ciemności a jego martwe
już ciało znalazło się pod mymi łapami. Bez żadnych refleksji
dotyczących życia przeze mnie bestialsko odebranego zjadłam łapczywie
jeszcze ciepłe mięso. Gdy zostały same kosteczki poczułam jak łapy stają
się stabilniejsze z powodu otrzymanej energii. Pewniejsza siebie
ruszyłam w kierunku jaskini Vincenta. Zrobię mu niespodziankę. Muszę się
postarać by było tak jak zwykle- beztrosko i radośnie. Po paru
minutach marszu ujrzałam sylwetkę basiora, już z daleka wiedziałam, że
był to Vincent, jego srebrnej sierści nie dało się pomylić z niczym
innym. Gdy przyjaciel mnie ujrzał uśmiechnął się delikatnie. Jego widok
wywoływał przyjemne ciepło, towarzyszyły mu uczucie podekscytowania i
tęsknoty....A, to były te całe więzi....Ciekawe czy mu też towarzyszyły
podobne emocje? Gdy znajdowałam się od niego metr, może dwa spytałam z
troską w głosie:
-Jak tam twoja łapa?
(Vincent? Wybacz, że tak długo czekałeś ;-; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz