piątek, 29 kwietnia 2016

Od Toshiro do Klair

"Tak"? Klair naprawdę powiedziała ''tak''?! Zgodziła się?! Przez chwilę nie poruszyłem się ani o milimetr, a mój mózg powoli trawił nową wiadomość. Zaraz potem wysłał swoją odpowiedź do całego mojego ciała: pyszczka, łap... no wszystkiego. Szeroko się uśmiechnąłem. Długo czekałem na tą chwilę, kiedy nie będę dłużej musiał martwić się o to, czy przez moją opieszałość, Klair nie odejdzie gdzieś daleko z jakimś zabawnym, miłym basiorem, który zrozumie ją lepiej, niż ja. A zresztą, co ja bym wtedy mógł zrobić? Przecież nie chcę być przyczyną jej cierpienia...
Szybko przerwałem ponure myśli. O nie, nie ma mowy, nie pozwolę na dominację pesymizmu. W tej chwili czułem się jak najszczęśliwszy basior na świecie i zwyczajnie chciałem utrzymać ten nastrój na trochę dłużej, niż przez dwie sekundy.
- T...to wspaniale- wydukałem w końcu. Położyłem ciało na ziemi, a Klair oparła łeb na moim karku. Oboje trwaliśmy w tej pozycji. Na szyi czułem przyjemny ciężar *bardzo lekkiej zresztą!* wadery, a zapach mieszaniny cynamonu z fiołkami drażnił moje nozdrza. Zamruczałem cichutko, dając ujście swojej radości.
- Ale z ciebie romantyk- parsknęła Klair po minucie.- W takich chwilach powinno się mówić co innego, prawda?
- No ale co?- zdziwiłem się.- Swoje uczucia ci wyznałem raz, starczy, nie zmieniły się wcale, co najwyżej są bardziej intensywne. Ale jak ci zależy, to mogę ci jakiś wiersz napisać, choć uprzedzam, poeta ze mnie marny.
W odpowiedzi wilczyca tylko się roześmiała. Ja zacząłem machać lekko ogonem w prawo i w lewo, zginając źdźbła trawy oraz kwiaty.
Wstaliśmy dopiero po kilkunastu minutach. Wolno podniosłem się z ziemi, rozprostowując kości, aż usłyszałem ciche pyknięcia.
- Oho, komuś tu chyba strzyka trochę w stawach- powiedziała Klair, mrugając niewinnie oczkami.
- Tak, tak- mruknąłem.- Niedługo ci pokażę, kto jest bardziej niemrawy, pani Klair. Chciałaby się może Waszą Błękitność wybrać ze mną do pewnego miejsca?
- Tryb złośnika ci się załącza? No ale... jeśli ma to być przygoda, to zawsze!
W odpowiedzi na pierwsze zdanie wadery, odwróciłem się, pokazując jej, skrótowo mówiąc, ogon, udając obrażonego.
- Zamknij oczy, dobrze?- zapytałem po chwili.- To będzie niespodzianka.
- Już, panie obrażalski- mruknęła wadera pogodnie.- Ciemność widzę.
- Ufam, że nie oszukujesz.
Skupiłem moc, po czym wyciągnąłem łapę do swojej Magicznej Szafki. Kończyna zniknęła, jakby ktoś wymazał ją zwykłą gumką do ścierania. Poczułem natychmiast zimno metalu i kilku innych rzeczy, które często upychałem w swoim osobistym wymiarze. Kilka chwil później wyciągnąłem niewielki, złoty klucz.
- Długo jeszcze?- jęknęła Klair.
- Minuta.
Przyzwałem Leo. Duch pojawił się chwilę później razem ze snopem złotych iskier. Kiedy kilka jasnych ogników spadło na moją sierść, poczułem dziwne mrowienie, ale... zbyt się tym nie przejąłem. Na migi pokazałem mężczyźnie, o co chodzi ,a on, rozeznany już w sytuacji, lekko się uśmiechnął, choć trochę dziwnie patrzył w moją stronę. Niesamowite, znam go już tak długo, a pierwszy raz widzę, żeby tyle milczał. Całe dwadzieścia sekund!
Po krótkim czasie, brama pomiędzy naszym światem, a tym Gwiezdnych Duchów, została otwarta. Delikatnie oplotłem własnym ogonem kitę Klair, prowadząc ją w stronę portalu.
- Gotowa na przygodę?
- No toć ba! Gdzie mnie prowadzisz?
Na to pytanie już nie odpowiedziałem, zacisnąłem tylko uścisk naszych ogonów. Wolno prowadziłem towarzyszkę, aby się przypadkiem nie przewróciła. Dopiero kiedy przeszliśmy do drugiego świata, odsunąłem się delikatnie od wadery.
- Możesz już otworzyć oczy- oznajmiłem.
Klair powolutku podniosła powieki. Kiedy już miała dobry widok na świat, szeroko otworzyła oczy. Aby oddać jej sprawiedliwość, musiałem przyznać, że i ja byłem zauroczony krainą, zresztą jak zawsze, kiedy do niej wpadałem, co i tak czyniłem dość rzadko.
Właściwie, to nie miałem pojęcia, gdzie dokładnie umiejscowiony jest ten świat. Wyglądało to bowiem, jakbyśmy nagle znaleźli się tuż przy niebie, ale ja zawsze byłem zdania, że to tylko ,,osłona", ale jakby...prawdziwa. Może lepsze byłoby określenie ''odbicie nieba''? Ciemne i nieskończone pomieszczenie, z delikatnymi, purpurowymi refleksami. Gwiazdy były dosłownie wszędzie, z daleka widziałem Gwiazdozbiór Harfy, a na nim zawieszoną młodą dziewczynę o smutnych, piwnych oczach. Grała na swoim instrumencie, śpiewając smutnym, cichym głosem, który, mimo to, doskonale roznosił się po krainie. Na kilku mniejszych gwiazdach siedziały drobne duszki, nieśmiało próbując akompaniować dziewczynie a to na skrzypkach, fletach czy fujarkach, jeden z drobnych chłopaków o wyglądzie elfa próbować też swoich sił na niewielkim fortepianie.
Nieco bardziej na prawo, dostrzegłem gwiazdozbiór Łabędzia. Duch szlachetnego zwierzęcia co chwilę ''ożywał", a białopióry ptak wolno sunął przez niebo. Tuż obok niego, galopował Strzelec, celując ze swojego srebrnego łuku do jakiś niewidocznych punkcików.
Zaś Wodnik, czyli syrena zwana Aquarius, płynęła dookoła Drogi Mlecznej, pilnując swojego dzbana,  z którego i tak ci kilka sekund wypływało kilka kropel wody. Ciecz rozlewała się po granacie nieba, a kilka trąconych, białych punkcików zafalowało i delikatnie zamigotało.
Zerknąłem na Leo, który cały czas był przy nas. Mężczyzna teoretycznie wyglądał tak samo, ale jakby... potężniej. Rysy jego twarzy stały się bardziej władcze, a sylwetka co chwilę traciła obecny wygląd, przyjmując postać grzywiastego lwa. Dodatkowo, falował dookoła niego gwiazdozbiór, otaczając blaskiem wysokiego Ducha. Byłem skłonny uwierzyć, że ten, którego z mojego świata znałem jako dość leniwego podrywacza, tutaj jest silnym przywódcą wszystkich Gwiezdnych Duchów.
- No- odezwał się w końcu- mam wam robić za przewodnika, zawołać kogoś, czy sami dacie radę?
- Poradzimy sobie- zapewniłem go.- Chcę pokazać Klair kilka ciekawych miejsc, powinienem trafić. W ostateczności, zawsze można kogoś zapytać.
- Tylko pamiętaj, nie zbliżaj się zbyt do Króla.
- Tak, tak, postaram się... Chodź, Klaruś, idziemy na mały spacer.
Ruszyłem razem z waderą przed siebie. Zawsze fascynował mnie ten pozorny chód połączony z lotem- pod naszymi łapami nie było żadnego gruntu, nasze łapy opierały się po prostu na pustce. Ale...jakby pustce, która istniała. Jakby w rzeczywistości była tu droga, ale ktoś wyciął ją do siebie, zostawiając tylko jej właściwości.
- To... gdzie chcesz mnie zabrać, Tosh?
- Zobaczysz- uśmiechnąłem się tajemniczo. Kiedy odeszliśmy kawałek, gdzie nie było zbyt wiele Duchów, ''zerwałem'' kilka gwiazd.- Nie martw się, żywe są tylko gwiazdozbiory.
- Więc do czego służą te?
- A czy wszystko na świecie musi mieć jakąś funkcję? Są tu po prostu, dla siebie. Wskazują drogę. Ale...mają pewną ciekawą właściwość.
Zlepiłem ze sobą kilka drobnych punkcików za pomocą własnej magii, po czym założyłem powstały naszyjnik za szyję Klair. Zaczął świecić dość mocnym, srebrnym blaskiem, a ten środkowy, migotał delikatnie na purpurowo.
- Święcą tym mocniej, im bliżej jest się z tym, który przelał tam moce, jak chcesz, sama możesz też tam trochę dać. Wtedy zawsze będę mógł wyczuć, gdzie jesteś i w razie czego, pomóc. Możesz używać też tego jako schowków na moc, choć nigdy tego nie sprawdzałem, czy można aby łączyć ze sobą żywioły dwóch wilków. Leo kiedyś coś wspominał o jakimś źródełku, które to umożliwia, ale jak chcesz, możesz spróbować i tak. Gdybyś kiedyś spróbowała, możesz wyciągnąć z tego moją moc, będziesz mogła się nią obronić, jej fragment i tak pomoże mi cię znaleźć. Ale to tylko teoria. Nie wspomniałem, że można użyć tego tylko w obronie własnej...?
- Znowu zaczynasz przynudzać. Ale dziękuję.
- Aaa...przepraszam- zreflektowałem się z nieco nerwowym uśmiechem.- Ogółem, świat Gwiezdnych Duchów jest dość spory. Chcę cię koniecznie zabrać do mojego ulubionego miejsca.
- Czyli?
- To jedyny plac, gdzie można oglądać zachody słońca. Gwiazdy wtedy zaczynają pojawiać się w świecie, gdzie nastaje noc, co daje dość niecodzienny efekt. Możemy wtedy naprawdę zrozumieć, skąd wzięły się ich nazwy. A jak kiedyś Strzelec nieco się zagapił i biegł strasznie szybko... Śmiertelnicy kilka wieków głowili się, jakim cudem gwiazdy spadały, a potem ustawiały się na niebie, na szczęście nastał potem jakiś wielki pożar i wszelkie wzmianki o tym zniknęły bez śladu. No, już jesteśmy.
Pokazałem waderze miejsce, otoczone przez delikatną, białą mgiełkę. Przeskoczyłem nad nią, a w chwilę za mną Klair.

< Klair? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT