środa, 13 kwietnia 2016

Od Victora cd Renesmee

Wadera podniosła się, a ja bez problemu dostrzegłem wąski strumyczek szkarłatnej mazi, spływający z karku i barwiący jej kasztanową sierść. Wzdrygnąłem się na jego widok.
-Hmm?-Zapytała, widząc to. Victor, do diaska, bądź mężczyzną..
-Nie ruszaj się przez chwilkę.-Poleciłem ciepło, podchodząc bliżej. Rana nie była zbyt głęboka, ani tym bardziej groźna, nie zmieniało to jednak faktu, że trzeba bybyło się jej pozbyć. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby wdało się zakażenie.
-To nic takiego.-Wadera odwróciła głowę w moją stronę, zabierając mi część widoczności.
-Poprawka, Renes- Powiedziałem, starając się ignorować dreszcz przechodzący przez moją skórę-To będzie nic takiego.-To mówiąc skupiłem wzrok na ranie, która powoli zaczęła zanikać. A gdy znikała z jej skóry, stopniowo czułem nieprzyjemne mrowienie w miejscach karku, jakby ktoś wbijał w niego nie za głęboko pojedynczy pazur. Czułam się jej jednak to winny, w końcu był to mój pomysł. Przerwałem, kiedy miałem pewność, że rana się zamknęła. Ślad utworzony na mojej sierści raczej nie był zbyt widoczny, olałem go więc.-Teraz powinno być le..-Nie dokończyłem, czując pod łapką ciepłą ciecz. Cofnąłem się gwałtownie, czemu towarzyszyło ciche syknięcie. Pewnie trochę krwi Renes skapnęło na ziemię. Orientując się jednak, że zareagowałem w taki sposób w obecności wadery natychmiast się wyprostowałem.
-Boisz się krwi?-Zapytała, uśmiechając się pogodnie.
-Trochę..ale, niech to zostanie między nami, w porządku?-Zaproponowałem. To musiało brzmieć szczególnie śmiesznie zważywszy na to, że jestem medykiem.
-W porządku-Stwierdziła, przyglądając mi się. Miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie śmiechem, nie zrobiła twgo jednak. Będąc już pewny, że nie ma zamiaru się ze mnie śmiać wyszczerzyłem zęby.
-Może lepiej odpuścimy sobie bieganie-Stwierdziłem, obracając głowę w stronę drzew-Przespacerujemy się?-Zapytałem. Od czasu śmierci Maril mało rozmawiałem z innymi, brakowało mi tego. Samica przytaknęła, po czym ruszyła w moją stronę. Niebo powoli zaczynało nabierać granatowego koloru, wokół jednak wciąż można było usłyszeć wesoły śpiew co po niektórych ptaków, większość z nich zapewne dopiero wróciła do domu. Mimo, że wolałem chłodne klimaty, delikatna wiosenna pogoda nigdy mi nie przeszkadzała. No, a bynajmniej było tak dopóki wiatr nie wzmocnił się, a nasionka pobliskich tulipanów prawie że chmarą wleciały w naszą stronę. Stanąłem przed Renes, będąc pewny, że pożałuję tego w momencie wyciągania tego wszystkiego. Ale cóż, czego się nie robi dla pań? Wbrew moim chłodnym obliczeniom, jakieś ogromne ilości nasionek dmuchawców nie ugrzęzły w moim futerku. Jeden natomiast postanowił wlecieć mi do nosa, kichnąłem, rozpylając przy tym wokół siebie porcję dmuchawców z mojego futerka. Renes zaśmiała się, a Ja, widząc to zbliżyłem pyszczek do jednego z pozostałych w całości dmuchawców i chuchnąłem w jej stronę!
-Hej!-Zawołała, rozbawiona.
-Hmm?-Zapytałem, unosząc brew.
-Sprawdź to!-To mówiąc łapą strąciła pyłek z kolejnych kwiatów. Prychnąłem, śmiejąc się i lekko popchnąłem ją łepkiem na większą ilość kwiatków. Nie pozostała mi dłużna.
<Renesmee? Wojna pyłków! *-*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT