wtorek, 19 kwietnia 2016

Od Lucyfera do kogoś

Otworzyłem oczy. Jak zwykle o tej porze leżałem na chłodnej trawie przykryty nieznacznym cieniem. Uwielbiam dni takie jak ten, ciepłe, które aż się proszą o to, żeby celebrować je snem na łonie matki natury.
Kowalik zaśpiewał nad moimi uszami, niedaleko ropucha wpełzła leniwie do płytkiej kałuży. Niech wszystkim się darzy na tak piękne dni!
Koło południa, wnioskując po tym, jak wysoko znajdowała się świetlista kula, mój niezmącony niczym sen przerwała drąca się nieopodal czapla. Cóż za majestatyczne stworzenie! Ale czemu takie głośne? Poderwałem się na równe nogi i postanowiłem zmienić miejsce swojego wypoczynku. Od kiedy odłączyłem się od wędrownego stada Asu moje życie to sielanka! Tam tylko: Lucyferze, przynieś to! Lucyferku, podaj tamto! Lucek, naucz bachora latać!!! I co jeszcze?! Może i mam już kilka lat, ale na to przyjdzie jeszcze pora. A w ogóle, czy ja wyglądam na takiego, który potrafi latać?
Ruszyłem przed siebie, oglądając wszystko co ruszało się na około. Wspaniałe owady, ciekawe płazy, zabójcze w swojej skali gady. Cóż za symfonia gatunków!
Po kilku krokach trafiłem do cichego, przysłoniętego cieniem zagajnika. Wyglądał on na przyjemne miejsce do spędzenia reszty dnia, nie tylko dla mnie. Zamknąłem oczy i poczułem dziwne mrowienie w całym ciele. Tak, w cieniu z łatwością mogę stać się niewidzialny.
Rozejrzałem się po wszystkich zakamarkach między niewielkimi drzewami i z dumą, że udało mi się znaleźć tak świetne miejsce, ległem na jednym z wykrzywionych konarów.
Obudziłem się w środku nocy, trudno stwierdzić czemu. Mój organizm nigdy nie odmawiał sobie zasłużonego odpoczynku w nocy z błahych powodów. Wciągnąłem głęboko powietrze, jednak nikogo nie wyczułem. Dalszy spoczynek nie miałby sensu. Wstałem i poszedłem w kierunku, który wydawał mi się najodpowiedniejszy.
Stanąłem jak wryty na widok kilku wilków spacerujących lub rozglądających się w mroku. Na szczęście nie mogły mnie zobaczyć. Czyżbym trafił w okolice większej watahy? Może trzeba się zapoznać z przywódcami? Gdybym przyłączył się do dużego stada miałbym jeszcze mniej roboty.
Wybrałem na cel jedną z łagodniej wyglądających wader. Znów stałem się widzialny i nie zakradając się, podszedłem do niej.
- Witaj - przywitałem ją grzecznie, co podkreśliłem ukłonem w jej stronę.
- W-Witaj... Kim jesteś? - zapytała niewiasta, widocznie lekko spłoszona.
- Zwą mnie Lucyferem, Milady. Czy mogłabyś zaprowadzić mnie do swoich przywódców?
Drobna wilczyca zmierzyła mnie podejrzliwie wzrokiem lecz zważając na jej miły wyraz pyszczka nie będzie z nią większych problemów.
- Myślę, że mogę to dla ciebie zrobić. Choć za mną - wskazała nosem kierunek, w których zaczęliśmy iść.
Spoglądałem ukradkiem na waderę. Całkiem ładna, szczupła, niska. Jednak nie w moim stylu. Zbyt strachliwa, uciekła by od razu...
- Jesteśmy - stanęła przed wejściem do jaskini - tu mieszkają Alphy naszej watahy.
- Dziękuję - skłoniłem się - Czy mogę dowiedzieć się jak masz na imię?
- Tul. Nazywam się Tul.
Pożegnała mnie skinieniem głowy i odeszła kiedy ja ruszyłem w sam środek czarnej dziury. Idąc wgłąb jaskini zobaczyłem, że na jej ścianach znajduje się coś świecącego niczym gwiazdy na nocnym niebie.
- Z kim mam przyjemność? - odezwał się męski głos z ciemności.
- Zwą mnie Lucyfer - schyliłem nieco niżej łeb - Przybyłem tu z daleka - zacząłem - chciałem widzieć się z władcą tych terenów. Miałem nadzieję, że zostanę przyjęty do watahy, która je zamieszkuje.
- Dobrze trafiłeś! Nazywam się Zuko. Witaj w Watasze Porannych Gwiazd! 
- Cieszę się - wykrzywiłem pysk w nieskładnym uśmiechu - czy mogę się już oddalić?
- Nie tak prędko. Jakie chciałbyś pełnić obowiązki w naszym stadzie?
Obowiązki? O tym nie było mowy!
- Mógłbym zostać wojownikiem. Znam sztukę walki i zabijania. Nadałbym się.
- To dobrze. Do zobaczenia więc.
Wyszedłem w mrok nocy, coraz bardziej słaniając się na nogach. Skręciłem w najgęstsze chaszcze i tam położyłem się spać. Kiedy indziej zwiedzę terytoria watahy dokładniej. Na razie wystarczy mi zdatne to snu posłanie.
Zbudził mnie szelest nieostrożnie stąpającej zwierzyny. Wstałem i otrzepałem się w mchu i liści, które przyczepiły się do mojego futra. Obserwowałem średniej wielkości łanię niczego niepodejrzewającą, która rytmicznie schylała się i przeżuwała zerwane źdźbła trawy. Widziałem również wilczycę, która się do niej podkradała. Nie chciałem jednak jej przeszkadzać. Była bowiem miłym dla oczu widokiem.
Kiedy wadera skoczyła przed siebie, łania uciekła pędem za drzewa. W tym lesie jest jednak za gęsto, by można było od tak ganiać ofiary. Tu potrzeba taktyki.
Zniesmaczona samica usiadła na podszyciu i skrzywiona patrzyła za niedoszłą zdobyczą. Wychyliłem się zza drzew jakby nigdy nic.
- Witam piękną panią - skłoniłem się lekko - widzę, że starania dziś nie popłaciły? - uśmiechnąłem się trochę nazbyt złośliwie. 

< Czy jakaś wilczyca zechce odpisać? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT