czwartek, 7 kwietnia 2016

Od Toshiro do Renesmee

Zachęcony ciepłymi promieniami słońca, udałem się na przechadzkę - wiosna wparowała do lasu z pełnym impetem, niemal całkowicie przeganiając tegoroczną zimę. Postanowiłem więc pożegnać ostatnie chłody, za którymi będę tęsknił przez następnych kilka miesięcy.
Pierwsze kroki skierowałem nad Wodospad Mizu, licząc, iż znajdę trochę okruchów śniegu w jednym z zagłębień nad wodą. Jak to mówią, nadzieja matką głupich, ale głupim szczęście sprzyja. Ptaki ćwierkały w swoich gałęziach, pełną piersią witając nowy dzień. Co chwilę jakaś mała, skrzydlata kuleczka przelatywała z jednej korony drzewa na następną, by dołączyć do grupy swych pobratymców. Szczególnie upodobałem sobie świergotanie wróbli. Niby takie niepozorne, a jednak w ich pieśniach było coś urzekającego, delikatnego i nieśmiałego, zupełnie jak powoli kiełkujące kwiaty...
Z rozmarzenia wyrwał mnie plusk wody; zaciekawiony odgłosem, wyjrzałem zza krzewów i dostrzegłem sylwetkę wilka dość szczupłej budowy - pomyślałem więc, iż jest do prawdopodobnie wadera, która postanowiła skorzystać z nadarzającej się okazji do kąpieli. Planowałem minąć ją, by nie musiała się kłopotać moją obecnością, zapewne miała już jakieś plany na dzisiaj.
Zaniepokoiłem się dopiero, gdy odgłosy pluskania ustały. Jeszcze raz zerknąłem na wodę, ale... nie dostrzegłem nigdzie nieznajomej! A co, jeśli coś jej się stało? Z tą myślą, wbiegłem na niewielką polanę, wpierw uważnie lustrując cały teren, czy aby nie zauważyła mnie i nie schowała się, by, na ten przykład, wyciąć mi żart. Nigdzie jednak nie dostrzegłem śladu jej obecności, jedynie kółka na wodzie świadczyły o tym, że ktoś tu przed chwilą był. Bez dłuższego namysłu zanurkowałem, pływając pod taflą spokojnego jeziorka.
Bąbelki powietrza co rusz ulatywały w stronę powierzchni, acz do tej pory nie dostrzegłem wadery. Coraz bardziej zaniepokojony, nie tylko o nią, ale i moją psychikę (no bo co, jeśli sobie coś uroiłem i nikogo tak naprawdę nie zobaczyłem?). Na chwilę wynurzyłem pysk z cieczy, aby zaczerpnąć świeżego powietrza - i właśnie wtedy usłyszałem tłumiony chichot. Momentalnie skierowałem oczy w stronę dźwięku, lecz zdążyłem dostrzec tylko skrawek ogona śmieszki, który zresztą i tak zaraz zniknął za gałązkami z rozwijającymi się pąkami.
Najciszej jak umiałem, wyszedłem na brzeg, po czym skierowałem swoje kroki w stronę, gdzie zlokalizowałem źródło wcześniejszego wybuchu wesołości. Jak podejrzewałem, obok jednej ze skał, siedziała skulona wadera z sierścią ociekającą jeszcze gdzieniegdzie wodą. Uśmiechnąłem się.
- A już się bałem, żeś skończyła jako topielec, ładnie to tak żartować sobie z biednego basiora, który denerwuje się o twe zdrowie?- zapytałem z udawanym wyrzutem.
Wilczyca ponownie zachichotała, a ja przyjrzałem się jej nieco bliżej - jak wcześniej zauważyłem, miała dość szczupłą budowę, a jej brązowa sierść z błękitnymi akcentami odznaczała się od szarej barwy kamieni. Jej oczy również miały barwę głębokiego jeziora. Wpatrywały się we mnie z ciekawością.
- Dziękuję za troskę- odparła na jednym tchu w przerwie na chichoty-  ale cóż miałam zrobić, nie spodziewałam się, że ktoś będzie tędy przechodził.
- Jak widać, życie lubi płatać figle- odparłem.- Ale nie martw się, niedługo postaram się odwdzięczyć z nawiązką... A właśnie, nie przedstawiłem się. Toshiro jestem, a ty?
- Renesmee.
- Ładne imię- pokiwałem łbem.- Niedawno dołączyłaś?
Wilczyca potaknęła.
- Więc może przejdziemy się? Poznasz trochę terenów, obiecuję, że postaram się nie przynudzać- zapytałem, uśmiechając się.

< Renesmee? To jak? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT