Moje rozmyślania nad wdziękami tej pięknej damy
przerwały mi odgłosy pogoni. Bardzo krótkiej co sugerowało na polowanie
jakiegoś innego wilka. Po co komu nos, żeby wyczuć towarzystwo, kiedy ma
się niezawodny słuch?
Zdziwiłem się, bo tego dnia na łące nie
było prawie nikogo. Komu chciało się polować na większą zwierzynę w tak
piękny dzień? Czy w tej watasze na prawdę nikt nie potrafi dobrze
wykorzystać słońca i miękkiego posłania?
Przewróciłem się z
grzbietu na brzuch i wychyliłem czubek głowy znad trawy. Niedaleko jakaś
wadera zajadała się świeżo schwytaną sarną. Była cała umazana krwią i
jeszcze do tego miała zaczerwienione oczy i nos. Zaśmiałem się cicho,
ponieważ wyglądała wręcz... Wahałem się między zabójczo, a komicznie.
Czarna wilczyca rozejrzała się nerwowo wokół siebie i zdenerwowana wpatrzyła się w końcu w miejsce gdzie siedziałem.
- Wyłaź - warknęła - może pośmiejemy się razem?
- Z chęcią - posłałem jej zawadiacki uśmiech i podszedłem bliżej.
- Kim jesteś?
- Lucyfer - skinąłem głową - jestem nowy w tej watasze.
- Touka - odpowiedziała powoli.
Zmierzyła mnie wzrokiem.
- Z czego się tak śmieszek nabijał?
- Nie obrażając cię, ale wyglądasz dosyć... specyficznie.
- To znaczy?
- Jest na tobie więcej czerwieni niż na młodym maku - wyszczerzyłem się szerzej i popchnąłem wilczycę w stronę kałuży.
< Touka? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz