Czułam jak łapy chcą się pode mną ugiąć i powiedzieć „A tylko spróbuj
wstać!”. Pomimo, że nie przebiegłam dużego dystansu to miałam wrażenie
jak bym była wyczerpana. Dodatkowo dochodziło jeszcze przyspieszone
bicie serca. Nie wspominając już o moich myślach które toczyły ze sobą
zaciętą wojnę. „Zgódź się!”, „Nie, nie możesz! Nie dasz rady!”, „Znajdź
inne rozwiązanie!” – miałam uczucie, że ta walka nigdy się nie za
zakończy. Już powoli nie wiedziałam co robić. Momentalnie chciałam się
cofnąć pod wrota sali i wyznać prawdę, powiedzieć, że ja nie dam rady
przyjąć tego nad siebie, że nie dam rady znaleźć nawet zastępczego
miejsca na te dusze. Bezradna i wystraszona wadera, zamknięta w swojej
głowie, sędzia walk pomiędzy myślami. To co miało się stać, to było
bardzo dużo. Za dużo nawet dla mnie. A co, jeśli zawiodę? Co jeśli nie
dam rady przyjąć na siebie tyle cierpiących dusz? Co jeśli tylko
pogorszę sprawę? Co jeśli zawiodę Toshiro – mojego przyjaciela. Zawsze
uważałam, że zawieść bliską ci osobę to najgorsze co można zrobić. W
czasie kilku sekund tyle myśli mi się nagromadziło, tyle przemyślenia, a
jednak musiałam teraz podjąć decyzję. Ugięłam się lekko na łapach i
przymknęłam oczy. Czy ja dam radę? „Tak”. Powiedziałam sobie w duchu.
Otworzyłam gwałtownie oczy z stanowczością. Wyprostowałam się powoli jak
królowa i spojrzałam prosto w puste oczodoły Władcy Śmierci. Podjęłam
się zadania odnalezienia cielesnej formy magii? Podjęłam. Uciekłam przed
Ferlunem? Uciekłam. Dotarłam aż tutaj? Dotarłam. Nie wycofam się. Nie
po tym wszystkim. Wyraz mojego pyska przybrał bardzo poważny wygląd.
Stoczyłam sama z sobą i z moimi myślami walkę, wygrałam ją. I nie wyprę
się teraz tej wygranej.
Kątem oka spojrzałam na mojego towarzysza spoglądającego na mnie
pytając wzrokiem. Wróciłam jednak znów pełnym spojrzeniem na Śmierć.
Wypuściłam powietrze w płuc.
- Przyjmiemy na siebie to cierpienie jak i radość. Zrób to. Ale jak
mówiłeś – ty masz stworzyć zastępczy pojemnik na te dusze. I obyś to
zrobił – powiedziałam śmiertelnie poważnym tonem co raczej rzadko mi
towarzyszy, jednak obecnie to nie były przelewki. Ta decyzja była
naprawdę ważna.
- Riki, ale co jak ci się coś stanie? – szepną do mnie podenerwowany Tosh. Spojrzałam na niego znów kontem oka.
- To samo pytanie bym mogła tobie zadać – uśmiechnęłam się delikatnie po
czym dodałam – Wiem, że sobie dasz radę. Jesteś potężny Toshiro. Może o
tym nie wiesz, ale każdego moc potrafi o wiele więcej niż się mówi.
Tylko sęk w tym, że prawdziwe emocje potrafią jedynie pokazać na co stać
swoją magiczną siłę. Jestem przekonana, że dasz temu radę, to dla
ciebie drobnostka.
Uśmiechnęłam się znów lekko podobnie jak basior który postawił uszy, jednak jakby znów z pochmurniał.
- Ale czy ty dasz radę? – zapytał. Spuściłam wzrok, jednak głowę trzymałam nadal wysoko.
- Oboje damy radę – wyszeptałam z niemrawym uśmiechem, lecz postarałam się by był jak najbardziej przekonujący.
- Czyli zgadzacie się na to, by wasze ciała były tymczasowym nosicielem tych wielu dusz? – zapytał dla upewnienia szkielet.
Spojrzałam jeszcze porozumiewawczo na Toshiro po czym razem pokiwaliśmy
głowami. Śmierć znów próbowała się bardziej uśmiechnąć. Po chwili jednak
skupił się na przeniesieniu duszy do nas. Zamachną się kosą i magią
sprowadził przed nas kompas. Obecnie przedmiot otaczała biała obwódka
magii. Obecne szkielety w sali zaczęły tupać stopami wyśpiewując przy
tym cicho jakąś dziwną pieśń, nie zrozumiałą dla mnie.
- Na sile moich mocy, na sile mojego królestwa, na sile tych dusz! Nich
Błękitny Kompas wyzwoli się! Niech życie w niego wstąpi a śmierć
odejdzie w ciała tej dwójki! Niech dusze zawitają w ich ciele! Niech
mrok znajdzie nowy dom! Niech ból tysiąc leci zmieni swoją krainę! Niech
pozna Verdita, niech pozna Sombire! Dusze, dusze zmarłych przejdźcie z
Błękitnego Kompasu do ich świata! – skończył swoje zaklęcie Władca.
Nagle przedmiot roziskrzył się ogromnym świtałem. Cofnęłam się wraz z
moim towarzyszem. Śmierć śmiała się, kosa błyszczała, a płaszcz powiewał
jakby rzucany przez wichurę. Momentalnie z Kompasu wyskoczyło tysiące
dusz. Krzyczało na lewo i prawy a kiedy nas dostrzegły, wszystkie
zaczęły lecieć w naszą stronę. Po chwili już stawały się naszą częścią.
Czułam ogromny ból, nie do opisania. Nie wiedziałam już nawet do końca
co się dzieje. A kiedy już wszytko ucichło, ja padłam na ziemię i
rzuciłam ostatnie spojrzenie na śnieżnobiałą sierść Toshiro. Potem tylko
ciemność…
***
Ból, nieprzenikniony ból w całym ciele. Ile czasu minęło od tej akcji? Nie wiem. Ale wiem, że powróciła mi przytomność.
Z trudem otworzyłam oczy. To mnie tak wyczerpało. Powoli podniosłam
powieki. Chwila… Ja nie byłam już w zamku śmierci! Pomimo braku sił,
gwałtownie podniosłam głowę i się rozejrzałam. Byłam w jakieś czarnej…
Przestrzeni. Nic poza mną i czarną barwą tam Nie było. Co się stało?
- Witaj, Sombire… - usłyszałam nagle znajomy głos, głos Władcy Śmierci.
- Powiedz, proszę, co się stało! – wykrzyczałam. Głos się zaśmiał.
- Nie denerwuj się. Wszystko jest pod kontrolą… W połowie – powiedział.
- W połowie? Jak to w połowie! – krzyknęłam w pustkę.
- Otóż… Twa moc… Byłaś zbyt za słaba na tego typu czar. Nie posiadasz w
sobie tyle magicznej energii co Verdit. On już jest bardziej w tym
wykształcony i odporniejszy na to – odrzekł.
- Ale… Nic mu nie jest, prawda? – wyszeptałam.
- Jemu nic. Owszem ma w sobie te dusze jednak był na tyle silny by
utrzymać się przytomny na świecie wraz z duszami, niestety nie to co ty.
Jak mówiłem twoja siła magiczna jest za słaba by funkcjonować w świecie
rzeczywistym nosząc przy tym dusze tylu istot. Nie dałaś rady tego
połączyć, twoja siła nie dała. Obecnie twoje ciało znajduje się w
prawdziwym świecie jednak nie funkcjonujesz. Nie mówisz, nie widzisz,
nie jesz, nie pijesz. Jesteś jakby w śpiączce – wytłumaczył głos
Śmierci. Śpiączce? Zaczęłam ciężko oddychać, jednak uspokoił mnie fakt,
że chociaż Toshiro nic nie jest. W końcu to ja podjęłam decyzję, więc
wszelkie konsekwencje powinny właśnie na mnie spłynąć.
- Czy ja… Wyjdę z tego? – zapytał łamiącym się głosem.
- Wyjdziesz. Jak tylko stworzę zastępcze miejsce na dusze. W tedy
zabiorę od was je i wy będziecie wolno a kompas będzie wasz –
odpowiedział. Wypuściłam powietrze z ust.
- W takim razie, czekam… – szepnęłam.
- Niedługo znów powrócisz do nas, nie martw się Sombire! – wykrzykną
głos który już zanikał. Uśmiechnęłam się niemrawo sama do siebie i znów
wodziłam wzrokiem po pomieszczeniu. Nie miałam na sobie już szaty ani
błyskotek. Na chwiejnych łapach podniosłam się i niepewnym krokiem
ruszyłam gdzieś przed siebie. Nagle przede mną pojawił się jakiś ruchomy
obraz. Zobaczyłam tam niewinnego lisa przechadzającego się w
poszukiwaniu zdobyczy. Niestety. Został upolowany przez kłusowników dla
skóry. Wzdrygnęłam się lekko. Biedne zwierze pomimo tego, że nie zawsze
pomocne dla nas – wilków, lecz nawet najgorszemu wrogowi nie powinno się
życzyć źle. To była jedna z tych dusz które miałam w sobie. Ciekawe jak
teraz ma się ten szkielet. Ominęłam obraz i ruszyłam dalej. Tym razem
obraz jaki się przede mną pojawił obrazował wojnę dwóch wrogich watah.
Było tam skupienie na jednego w przywódców watahy. Dostał silnym
zaklęciem, które doprowadziło go do śmierci. Hm… Ciekawe jak teraz żyje
jego wataha. Z Każdym obrazem zadawałam sobie jedno pytanie. Widział
kilak z nich i zawsze to pytanie się pojawiało. Szłam dalej, oglądając
śmierci dusz, które należały do Władcy Śmierci, lecz nagle usłyszałam
znajomy mi głos. Tosh? Tak! To był głos Toshiro! Jednak… Nie mówił
dokładnie do mnie, nawet go nie widziałam. On chyba mówił w rzeczywistym
świecie, a ja po prostu go słyszę. Tak, to chyba o to chodzi.
<Toshiro? Co tam się dzieje u Ciebie? =3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz