Yuko położyła się koło zdobyczy, ze smakiem spożywając dorodny udziec
dzika. Ja również przystąpiłem do posiłku. Zatopiłem kły w soczystym
mięsie zwierzęcia, czując jakby mój żołądek mruczał z zadowolenia.
Odgryzłem kęs i przełknąłem ledwie tknąwszy zębami. Dopiero, gdy
skosztowałem zdobyczy zorientowałem się, że faktycznie byłem głodny.
-Smacznego. – życzyłem waderze, biorąc kolejny gryz.
-Nawzajem! – odparła, oblizując wargi.
Jedliśmy w spokoju, od czasu do czasu zamieniając jakieś słowo, jednak w głównej mierze skupiając się na posiłku.
Gdy więc błogostan został przerwany przed niezgrabny szmer gdzieś w
pobliżu, zareagowałem od razu. Postawiłem uszy, oderwawszy kły od
zdobyczy i rozejrzałem się z uwagą. Yuko spostrzegła mą czują postawę i
zaniepokoiła się nieco.
-Coś nie tak? – zapytała.
-Zdawało mi się, że coś usłyszałem… - mruknąłem, lustrując teren. – Ale
może mi się zdawało. Albo jakaś wiewiórka przebiegła obok…
Yuko wstała i zaczęła węszyć. Szelest powtórzył się i tym razem byłem pewny, że to nie było tylko złudne wrażenie.
-Chyba mamy tu kolejnego żartownisia. – stwierdziła Yuko, odwołując się do mojego poprzedniego zachowania.
-Albo coś innego. – zbliżyłem się do zarośli, które przed chwilą poruszyły się w nienaturalny sposób. – Nikogo tu nie ma…
Krzewy wyglądały, jakby nikt tędy nie przechodził: żadnych połamanych
gałązek, odcisków łap na ziemi. Ten ktoś musiał być albo mały, albo
niezwykle szybki i zwinny. Albo jedno i drugie…
-Nie podoba mi się to. – wadera lekko zjeżyła sierść.
Obwąchałem dokładnie liście krzewu. Szybko rozpoznałem woń ziemi,
wymieszany z lekkim aromatem zieleni, jakby ktoś roztarł źdźbła trawy w
rękach. Wyczułem także nikły zapach jakiegoś słodkiego pożywienia… miód?
Powoli podniosłem głowę, rozchyliwszy usta, by powiedzieć Yuko, co
najprawdopodobniej bawi się z nami w podchody…
-Niedźwiedź!- …lecz ona pierwsza podała odpowiedź.
<Yuko? Co chce od nas misiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz