Uśmiechnęłam się niemrawo w stronę basiora.
- Nie jestem pewna, czy dobrze zrobiliśmy idąc tą drogą którą nam
wyznaczyli z gwiazd…. – wydukałam po chwili pół szeptem. Rivai spojrzał
na mnie łagodnie podnosząc łeb. Po chwilą szturchną mnie lekko nosem i
się uśmiechną.
- Jeśli tobie nic się nie stanie podczas tej drogi, to mi pasuje –
powiedział dodając mi otuchy. Spojrzałam na niego teraz również z
wyrazem pyszczka zadowolonego wilka.
- Jeśli tobie też się nic nie stanie, to mi też będzie pasować – rzekłam
podchodząc do niego bliżej i opierając delikatnie łeb na jego łopatce.
Wilk spojrzał na mnie kontem oka i uśmiechną się pod nosem. Ach, w
takich chwilach chce być świat się zatrzymał. Na choćby kilka minut… Tak
szliśmy jakiś czas. W ciszy, w spokoju i radości zarazem. Niestety,
nagle ta radość zniknęła jak drzewa, które opatula mgła.
- Słyszałaś to? – zapytał mnie Rivaille. Podniosłam łeb z niego i
przystanęłam. Rozejrzałam się po okolicy i postawiłam uczy ruszając przy
tym nimi by wychwycić jakiś niepokojący dźwięk. Basior zrobił to samo
stając jakiś metr ode mnie.
- I co? – dopytał mnie.
- Nic – szepnęłam po czym dodałam – Chyba ci się przesłyszało. Albo
głuchniesz na starość albo zając robią z ciebie żarty i wzbudzają twoje
podejrzenia, że coś się dzieje! – zaśmiałam się głośno i skoczyłam na
zdziwionego basiora przewracając go na grzbiet. Zamrugał kilka razy
oczami po czym wyszczerzył się zadowolony i po chwili śmiał się razem ze
mną.
- Preferują tą drugą opcję! – powiedział przez śmiech zwalając mnie z
siebie i kładąc obok. Zapadła chwilowa cisza podczas której patrzyliśmy
sobie w oczy, lecz wybuch śmiechu znów nastał.
- Ale prawdziwsza to chyba ta pierwsza, co? – rzekłam do niego z rozbawieniem.
- Ej! Mam na karku tylko cztery lata! Ty lepsza ode mnie nie jesteś! – poczochrał moją grzywkę śmiejąc się wciąż głośno.
- Też mam cztery lata, więc nie gadaj! – roześmiałam się jeszcze bardziej.
- No, widzisz! Jeśli mnie głuchota dorwie to i ciebie też! – rzekł i
zadowoleniem. Śmieliśmy się tak jeszcze dłuższy moment gdy i ja w końcu
usłyszałam jakiś dźwięk. Jakby… Podłożę zaczęło się ruszać. Co to jest
,trzęsienie ziemi? Tutaj? No dobra, tu wszystko jest możliwe. Odwróciłam
łepek by obeznać się w terenie po czym powoli wróciłam nim od basiora.
- Czyżbyś usłyszała to co ja? – zaśmiałam się zadowolony z siebie. Pokiwałam głową z delikatnym uśmiechem.
- Chodźmy już – powiedziałam do Rivaille’go, wstałam i otrzepałam się z
wszelkich paproci. Mój towarzysz zrobił ponownie i po chwili byliśmy już
w ruchu. Tym razem pomiędzy nami trwała rozmowa. Przekomarzania,
śmiechy jak i wspomnienia. Niby tak mało, a tak wiele stało się od tond
kiedy się poznaliśmy. Tyle spojrzeń, przygód, radości i smutku.
- A pamiętasz jak pierwszy raz się spotkaliśmy? Zamknęłaś mnie w tedy w
pu… – basior nie dokończył. Nagle pod nami ziemia zaczęła się obniżać w
zaskakującym tempie. Staliśmy na środku koła stworzonego z ziemi które
wciąż przybierało na prędkości.
- Co się dzieje?! – wykrzyknęłam.
- Nie wiem! – krzykną.
Nasza sierść powiewała przez wytworzony wiatr i nic nie mogło nad nią
zapanować. W końcu koło się zatrzymało. Padliśmy na ziemie z zaskakująco
szybkigo zatrzymania.
- Nie wiem jak ty, ale ja takich podróży nie trawię – wysyczał przez
zęby Rivai potrząsając głową. Przyznałam mu rację po czym rozejrzałam
się po tym co nas otaczało. Byliśmy w jakieś komnacie. Dokładniej była
to kamienna droga znajdująca się w nierówno wydrążonym pomieszczeniu.
Kamienne słupy odchodziły od tego, a na nich znajdowały się pochodnie,
które swym ciepłym światłem rzucały przyjazną poświatę. Podniosłam się z
ziemi i ruszyłam wzdłuż drogi. Ostrożnie stawiałam każdy krok
podziwiają otaczający mnie skalisty krajobraz. Rivaille ruszył za mną
pośpiesznie z lekkim grymasem na pyszczku.
- Zobacz – wyszeptał po pewnym czasie. Byłam tak zapatrzona na to
wszystko, że nie dostrzegłam iż jest tutaj więcej dróg i korytarzy.
- Nieźle – rzekłam z podziwem.
- Zgadzam się – usłyszałam za sobą czyś poważny, basowy ton. Spojrzałam
porozumiewawczo na basiora, a on na mnie. Odwróciliśmy głowy bardzo
powoli i dostrzegliśmy bardzo dziwnego stwora. Był jak… Kamienie
szlachetne. Stworzony z czerwonych niczym krew rubinów, zielonych jak
połyskująca trawa szmaragdów, ciemnych jak woda morza szafirów i mnóstwa
innych kamieni, a jego głowa była oplatana przez bielszą od śniegu
grzywę zrobią z wyrównanych pereł. Uśmiechną się do nas złowieszczo.
- Uciekaj! – wysyczał Rivaille. Momentalnie ruszyliśmy pełnym biegiem.
Stwór zaczął nas gonić i wykrzykiwać jakieś dziwne słowa.
Uciekaliśmy tak dłuży czas. Pomiędzy korytarzami, różnymi drogami, a
nawet skakaliśmy nad zniszczonymi mostami. Niestety szczęście nam nie
dopisało – wbiegliśmy na końcową drogę. Druga część mostu była tak
daleko, że byśmy nie dali rady. Złapałam za łapę Rivai’ego który prawie
spadł w przepaść.
- Pięknie – powiedział basior w irytacją.
- Nareszcie, już zaczął tracić chęć na gonienie was – rzekł zadowolony
stwór. Obnażyłam kły i zaczęłam warczeć w jego stronę napinając
wszystkie mięśnie i być gotowa do skoku na niego. Mój towarzysz poszedł w
moje ślady.
- To już, bo się skaleczycie – zaśmiała się bestia.
- Dość tego dobrego! – krzykną zdenerwowany wilk. Skoczył na stwora, a
dokładniej na jego ramię. Przygotował się ugryzienia go przemieniają cię
w szkielet i momentalnie go ugryzł. Niespodziewanie nic się nie stało a
żeby tego było mało, to Rivai wyją swoje kły i spojrzał zaskoczony na
bestię.
- Pier? – powiedział odskakując o stwora i zmieniają się w swoją pierwotną postać.
- Rivaille? – rzekł stwór i nagle on się również przemienił. Jakby skalna skóra
odeszła i zastąpiła ją… Szmaciana. Postać wyglądała jak przerośnięta
zabawka. Miała nadal grzywę wokół głowy i tą samą posturę ciała tylko
trochę… Otyłą? Miał gdzieniegdzie przyszyte łatki jakby się mu coś tam
kiedyś stało, za to na ramieniu miał ślad po ugryzieniu. Czyżby był do
Rivai? W końcu ugryzł go w to samo miejsce a potem odskoczył jak
oparzony do niego.
- Chwila, moment. Wy się znacie? – odrzekłam zdziwiona i patrzyłam to na ów postać imieniem Pier, to na Rivaill’go.
<Rivaille? Hula, kula, w której ręce złota wena? Tak, zgadłeś! W
żadnej. No dobra, a teraz gadaj kto to Pier xd. Taak, ja umiem wplątywać
wilki w takie rzeczy xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz