czwartek, 28 kwietnia 2016

Od Victora cd Renesmee

Wpatrywałem się przez chwilę w sufit. Z drugiego pomieszczenia słyszałem głosy, nie skupiałem się jednak na nich. Nie chciałem nikogo podsłuchiwać.
-Ależ ten sufit jest brudny..-Pomyślałem, wyobrażając sobie skwaszenie Arshii na jej widok. Ciekawe, czy już wróciła do jaskini. Oby nie, nie chciałbym, by się martwiła. Przewróciłem się leniwie na bok. Czułem dyskomfort leżąc na cudzym posłaniu. Moja wrodzona nieufność przeczuwała coś złego. Postanowiłem jednak nie zamartwiać się na razie. Nie miałem żadnych podstaw, by uważać tych ludzi za złych. Przymknąłem oczy. Jak długo tutaj zostaniemy? Czy będziemy musieli poszukać sobie pracy? Oby nie. Bo co wpiszemy w to całe CV? “Z doświadczenia medyk w watasze wilków”? Może jeszcze frytki do tego? Przymknąłem z grymasem oczy. Wszystko wydawało się takie duże..meble..do czego one służyły? Czy były potrzebne? Tak się oddałem swojemu rozmyślaniu, które przynosiło więcej pytań od odpowiedzi czy wniosków, że nie usłyszałem nawet cichych kroków.
-Śpisz?-Na dźwięk głosu przyjaciółki gwałtownie poderwałem się z siedzenia. Mówiłem już coś o swojej paranoi? Renesmee zachichotała cicho.
-Ach, to Ty.-Mruknąłem, mrużąc oczy i uśmiechając się. Wadera...no, w tym ciele raczej kobieta, usiadła niedaleko mnie, na miękkiej, zielonej kołderce przykrywającej owe posłanie. Łóżko...niech będzie i łóżko.
-Wystraszyłam cię?-Zapytała, uśmiechnięta od ucha do ucha. W jej oczach jednak widziałem zmieszanie.
-No może trochę.-Stwierdziłem-O czym rozmawiałaś z..e…-Ach, ta moja pamięć złotej rybki. Na śmierć zapomniałem imienia dziewczyny.
-Melissą.-Dokończyła za mnie. Przytaknąłem. Na twarz Reniś wstąpił ledwo widoczny rumieniec.
-Więc..?-Przekrzywiłem lekko głowę, bawiąc przy tym rozmówczynię.
-O niczym konkretnym-Powiedziała pośpiesznie-Opowiadałam jej o tym, jak wygląda życie w watasze, o stanowiskach..-Nie do końca byłem pewny, czy był to jedyny temat.
-Rozumiem.-Nie dociekałem jednak. Synchronicznie ziewnęliśmy. Przyjrzałem się trochę rozbawiony przyjaciółce.-Nie wyspałaś się?-Zapytałem, na co ona uśmiechnęła się.
-Masz kościste plecy.-Stwierdziła, lekko mnie po wspomnianej części ciała klepiąc.
-Nie zauważyłem, by to ci przeszkadzało.-Odparłem, przypominając sobie ciepłe uczucie towarzyszące niesieniu dziewczyny i mając nadzieję, że moje policzki się nie rumienią.
-Nie przeszkadzało.-Odpowiedziała, po chwili szybko dodając-Ale nie spałam wystarczająco długo, by się wyspać.-Przytaknąłem, kładąc się z powrotem w pozycji leżącej.-Wiesz...ludzie chyba śpią w piżamach.
-Nie mamy niczego takiego.-Stwierdziłem leniwie, błądząc w głowie nad definicją słowa “piżama”.
-No..może i masz rację.-To mówiąc Renes przeniosła się na równoległe łóżko, otuliła kołdrą i bardzo szybko zasnęła. Chciałem zaproponować, by jedno z nas pilnowało drzwi, kiedy drugie będzie spało, sam jednak skarciłem się za swoją paranoję. Leżałem na plecach, przyłapując się na wsłuchiwaniu w jej pochrapywanie, lub przyglądaniu niewinnej, dziecięcej minie malującej się na twarzy przyjaciółki podczas owego procesu. W końcu i mnie morfeusz zabrał do swojego królestwa.

-Dzieńdobry!-Entuzjastyczny okrzyk był pierwszym, co napotkało moje uszy z rana. Uniosłem leniwie głowę.-Wstawaj, śpiochu, szkoda dnia!-Reniś trąciła mnie lekko ręką, próbując mnie rozbudzić.
-Jeszcze pięć minut, mamo..-Mruknąłem leniwie, wtulając łep..yy, twarz, w poduszkę. Po wczorajszej drodze bolały mnie te mięśnie, o których istnieniu nie miałem nawet najmniejszego pojęcia. Przyjaciółka prychnęła.
-Żadne pięć minut!-To mówiąc wręcz porwała mnie z łóżka, stawiając do pionu. Przyglądałem się jej w osłupieniu. Nie, to nie było osłupienie. Było to coś w rodzaju zauroczenia. Wyglądała po prostu przeuroczo. Proste wcześniej włosy przejęło kilka, maleńkich kołtunów, przypominających strąki zboża. Na jej twarz przez okno padało kilka promyków słońca, oświetlając lekko zaspane, czekoladowe oczy.-Co?-Zapytała, zdziwiona mojej ciszy. Uśmiechnąłem się na to jedynie, po czym ręką chwyciłem jeden z kołtunów i rozczesałem go palcami. Przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie. Dopiero teraz zorientowałem się, że stoimy bardzo blisko siebie. Nie przeszkadzało mi to jednak. Wręcz przeciwnie. Renesmee zbliżyła się jeszcze trochę, kładąc ręce na mojej klatce piersiowej (?), nasze twarze prawie się stykały. Miałem właśnie zamiar pozbyć się słowa “prawie” w poprzednim zdaniu, kiedy do pokoju wparowała przerażona Melissa. Odsunęliśmy się od siebie. Byłem trochę rozdrażniony, że nam przerwała. Jej wstrząśnięty wyraz twarzy nie zapowiadał niczego dobrego. Zauważyłem jeszcze, że twarz przyjaciółki barwą zaczęła przypominać pomidora, nim dziewczyna krzyknęła.
-Revis! On..nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło!-Ruda patrzyła gwałtownie to na mnie, to na Reniś.
-Spokojnie.-Odpowiedziałem ze stoickim głosem.-Co się stało?
-Atakuje naszych! Zupełnie mu odbiło!-Wykrzyknęła przerażona.
-Ranni?-Zapytała Renesmee, na co rozmówczyni przytaknęła. Nie możliwe, wczoraj był zupełnie spokojny! Wiedziałem, że nikomu tutaj nie można ufać! A może..może to jakiś wirus, efekt uboczny czegoś? Czy bez powodu pozbywałby się pobratymców?
(Renesmee? Co się dzieje?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT