Wpatrywałem się przez chwilę w sufit. Z drugiego pomieszczenia słyszałem
głosy, nie skupiałem się jednak na nich. Nie chciałem nikogo
podsłuchiwać.
-Ależ ten sufit jest brudny..-Pomyślałem, wyobrażając sobie skwaszenie
Arshii na jej widok. Ciekawe, czy już wróciła do jaskini. Oby nie, nie
chciałbym, by się martwiła. Przewróciłem się leniwie na bok. Czułem
dyskomfort leżąc na cudzym posłaniu. Moja wrodzona nieufność przeczuwała
coś złego. Postanowiłem jednak nie zamartwiać się na razie. Nie miałem
żadnych podstaw, by uważać tych ludzi za złych. Przymknąłem oczy. Jak
długo tutaj zostaniemy? Czy będziemy musieli poszukać sobie pracy? Oby
nie. Bo co wpiszemy w to całe CV? “Z doświadczenia medyk w watasze
wilków”? Może jeszcze frytki do tego? Przymknąłem z grymasem oczy.
Wszystko wydawało się takie duże..meble..do czego one służyły? Czy były
potrzebne? Tak się oddałem swojemu rozmyślaniu, które przynosiło więcej
pytań od odpowiedzi czy wniosków, że nie usłyszałem nawet cichych
kroków.
-Śpisz?-Na dźwięk głosu przyjaciółki gwałtownie poderwałem się z
siedzenia. Mówiłem już coś o swojej paranoi? Renesmee zachichotała
cicho.
-Ach, to Ty.-Mruknąłem, mrużąc oczy i uśmiechając się. Wadera...no, w
tym ciele raczej kobieta, usiadła niedaleko mnie, na miękkiej, zielonej
kołderce przykrywającej owe posłanie. Łóżko...niech będzie i łóżko.
-Wystraszyłam cię?-Zapytała, uśmiechnięta od ucha do ucha. W jej oczach jednak widziałem zmieszanie.
-No może trochę.-Stwierdziłem-O czym rozmawiałaś z..e…-Ach, ta moja
pamięć złotej rybki. Na śmierć zapomniałem imienia dziewczyny.
-Melissą.-Dokończyła za mnie. Przytaknąłem. Na twarz Reniś wstąpił ledwo widoczny rumieniec.
-Więc..?-Przekrzywiłem lekko głowę, bawiąc przy tym rozmówczynię.
-O niczym konkretnym-Powiedziała pośpiesznie-Opowiadałam jej o tym, jak
wygląda życie w watasze, o stanowiskach..-Nie do końca byłem pewny, czy
był to jedyny temat.
-Rozumiem.-Nie dociekałem jednak. Synchronicznie ziewnęliśmy.
Przyjrzałem się trochę rozbawiony przyjaciółce.-Nie wyspałaś
się?-Zapytałem, na co ona uśmiechnęła się.
-Masz kościste plecy.-Stwierdziła, lekko mnie po wspomnianej części ciała klepiąc.
-Nie zauważyłem, by to ci przeszkadzało.-Odparłem, przypominając sobie
ciepłe uczucie towarzyszące niesieniu dziewczyny i mając nadzieję, że
moje policzki się nie rumienią.
-Nie przeszkadzało.-Odpowiedziała, po chwili szybko dodając-Ale nie
spałam wystarczająco długo, by się wyspać.-Przytaknąłem, kładąc się z
powrotem w pozycji leżącej.-Wiesz...ludzie chyba śpią w piżamach.
-Nie mamy niczego takiego.-Stwierdziłem leniwie, błądząc w głowie nad definicją słowa “piżama”.
-No..może i masz rację.-To mówiąc Renes przeniosła się na równoległe
łóżko, otuliła kołdrą i bardzo szybko zasnęła. Chciałem zaproponować, by
jedno z nas pilnowało drzwi, kiedy drugie będzie spało, sam jednak
skarciłem się za swoją paranoję. Leżałem na plecach, przyłapując się na
wsłuchiwaniu w jej pochrapywanie, lub przyglądaniu niewinnej, dziecięcej
minie malującej się na twarzy przyjaciółki podczas owego procesu. W
końcu i mnie morfeusz zabrał do swojego królestwa.
-Dzieńdobry!-Entuzjastyczny okrzyk był pierwszym, co napotkało moje uszy
z rana. Uniosłem leniwie głowę.-Wstawaj, śpiochu, szkoda dnia!-Reniś
trąciła mnie lekko ręką, próbując mnie rozbudzić.
-Jeszcze pięć minut, mamo..-Mruknąłem leniwie, wtulając łep..yy, twarz, w
poduszkę. Po wczorajszej drodze bolały mnie te mięśnie, o których
istnieniu nie miałem nawet najmniejszego pojęcia. Przyjaciółka
prychnęła.
-Żadne pięć minut!-To mówiąc wręcz porwała mnie z łóżka, stawiając do
pionu. Przyglądałem się jej w osłupieniu. Nie, to nie było osłupienie.
Było to coś w rodzaju zauroczenia. Wyglądała po prostu przeuroczo.
Proste wcześniej włosy przejęło kilka, maleńkich kołtunów,
przypominających strąki zboża. Na jej twarz przez okno padało kilka
promyków słońca, oświetlając lekko zaspane, czekoladowe
oczy.-Co?-Zapytała, zdziwiona mojej ciszy. Uśmiechnąłem się na to
jedynie, po czym ręką chwyciłem jeden z kołtunów i rozczesałem go
palcami. Przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie. Dopiero teraz
zorientowałem się, że stoimy bardzo blisko siebie. Nie przeszkadzało mi
to jednak. Wręcz przeciwnie. Renesmee zbliżyła się jeszcze trochę,
kładąc ręce na mojej klatce piersiowej (?), nasze twarze prawie się
stykały. Miałem właśnie zamiar pozbyć się słowa “prawie” w poprzednim
zdaniu, kiedy do pokoju wparowała przerażona Melissa. Odsunęliśmy się od
siebie. Byłem trochę rozdrażniony, że nam przerwała. Jej wstrząśnięty
wyraz twarzy nie zapowiadał niczego dobrego. Zauważyłem jeszcze, że
twarz przyjaciółki barwą zaczęła przypominać pomidora, nim dziewczyna
krzyknęła.
-Revis! On..nie mam pojęcia, co w niego wstąpiło!-Ruda patrzyła gwałtownie to na mnie, to na Reniś.
-Spokojnie.-Odpowiedziałem ze stoickim głosem.-Co się stało?
-Atakuje naszych! Zupełnie mu odbiło!-Wykrzyknęła przerażona.
-Ranni?-Zapytała Renesmee, na co rozmówczyni przytaknęła. Nie możliwe,
wczoraj był zupełnie spokojny! Wiedziałem, że nikomu tutaj nie można
ufać! A może..może to jakiś wirus, efekt uboczny czegoś? Czy bez powodu
pozbywałby się pobratymców?
(Renesmee? Co się dzieje?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz