-Mówisz..?-Zapytała, wtulając się we mnie. Uśmiechnąłem się, czując jej
ciepło i oddech nieopodal mojej piersi klatkowej. A może klatki
piersiowej? Ehh, jeden pies-pomyślałem.
-Nie możemy stać w miejscu, bo zmarzniesz jeszcze
bardziej.-Powiedziałem, delikatnie się odsuwając, przyjaciółka skrzywiła
się. Zaśmiałem się, widząc owy grymas.
-Ale..-Zaczęła, nie dałem jej jednak dokończyć.
-Spokojnie, zaufaj mi.-Powiedziałem, zdejmując kurtkę.
-Co robisz?-Spojrzała na mnie lekko zdziwiona, ja natomiast szybko podałem jej ubranie.
-Załóż to.-Poleciłem-Nie chcę, byś się przeziębiła.-Dodałem, uśmiechając się. Spojrzała na mnie, jakby analizując moje słowa.
-A co z tobą?-Zapytała zmartwiona. Wzruszyłem ramionami.
-Potrafię się regenerować, nic mi nie będzie-Przytaknęła, po czym ubrała
kurtkę. Muszę przyznać, że bardzo jej pasowała.-W porządku. A teraz
wstań.
-Victorze, naprawdę nie mam już sił-Powiedziała zrezygnowana.
-Wiem.-Odparłem, a ona spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem.-Poniosę cię.
Miasto nie może być daleko.-W ten oto sposób skończyłem idąc z Reniś na
plecach. Była całkiem lekka, a pozatym ogrzewała mnie zupełnie tak,
jakbym miał na plecach ciepły kocyk. Rozmawialiśmy wesoło posuwając się w
kółko na przód, aż w końcu usłyszałem cichutkie pochrapywanie.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Rzeczywiście była zmęczona. Kiedy jednak nie
miałem już z kim rozmawiać oddałem się w krainę moich rozważań.
Opuszczając teren watahy nie zauważyłem, by ktokolwiek się zmienił. No,
ogólnie mało kogo widziałem. Dlaczego więc jesteśmy ludźmi? A może..może
mamy jakiś cel? Jakąś..misję..do wykonania? Jeśli tak, to jaką?
Westchnąłem ciężko. Co by to nie było, mam nadzieję szybko przyzwyczaić
się do nowej formy..a jeszcze szybciej ją stracić. Nie mogę zaniedbać
biegania! W oddali zobaczyłem ulicę. Zbliżaliśmy się! Niemalże słyszałem
dźwięki miasta. Chociaż zdążyło mi się znaleźć tam raz, przypadkiem.
Ten świat..był zupełnie inny. Pamiętam, że wzięto mnie za bezpańskiego
psa i goniono. Ludzie są dziwni. Poruszają się w jakichś maszynach,
używają sprzętów wydających pikania..kosmos. Wtedy właśnie dostrzegłem
małego kotka. Posiadał króciutkie, białe futerko. Był to jedyny
szczegół, jaki byłem w stanie dojrzeć. Wybiegł na ulicę, a ja stanąłem
nagle dęba. Prosto na niego jechało auto. Ogromne auto z jakimś
doczepionym ładunkiem. Kociak odwrócił się gwałtownie i puff. Zmiażdżyło
go. Odwróciłem szybko wzrok, a moja towarzyszka poruszyła się
niespokojnie na moich plecach. Nie obudziła się jednak. I dobrze. Nie
chciałem, by to widziała. Kierowca nawet nie zauważył, że zabrał
zwierzęciu życie. Zupełnie, jakby była to dopiero co wystająca z ziemi
roślinka, niechcący przydeptana. Widok bieli zajmowanej przez krwawe
plamy wstrząsnął mną i wzbudził we mnie kompletna niechęć do wychodzenia
na ulicę. Czy nas też by nie zauważył? Czy gdyby odebrał “ludzkie”
życie również przeszedłby obok tego obojętnie? Potrząsnąłem nerwowo
głową, starając się odpędzić myśli. Muszę zabrać Reniś z tego ziąbu.
Poruszyłem się z trudem odwracając wzrok. I wtedy to dostrzegłem.
Miejsce, przy którym często zatrzymują się samochody, by po uzupełnieniu
się w dziwny płyn odjechać dalej. Stacja. Już poczułem unoszącą się woń
parówek.. hot-dogi. Czy tak się to nazywało? Byłem taki głodny.. nie
pewnie ruszyłem na stację.
-Hej, śpiąca królewno..-Powiedziałem ciepło, w stronę
przyjaciółki-Wstawaj, zaraz czeka nas przystanek.-Miałem tylko nadzieje,
że ludzie nie będą nam zadawać pytań. W końcu, nie mamy żadnego
samochodu, którym moglibyśmy tam przyjechać. Nie wiedziałem wtedy
jeszcze, że za pokarm należy zapłacić.
<Renes, śpioszku? :*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz