wtorek, 26 kwietnia 2016

Od Victora cd Renesmee

-Mówisz..?-Zapytała, wtulając się we mnie. Uśmiechnąłem się, czując jej ciepło i oddech nieopodal mojej piersi klatkowej. A może klatki piersiowej? Ehh, jeden pies-pomyślałem.
-Nie możemy stać w miejscu, bo zmarzniesz jeszcze bardziej.-Powiedziałem, delikatnie się odsuwając, przyjaciółka skrzywiła się. Zaśmiałem się, widząc owy grymas.
-Ale..-Zaczęła, nie dałem jej jednak dokończyć.
-Spokojnie, zaufaj mi.-Powiedziałem, zdejmując kurtkę.
-Co robisz?-Spojrzała na mnie lekko zdziwiona, ja natomiast szybko podałem jej ubranie.
-Załóż to.-Poleciłem-Nie chcę, byś się przeziębiła.-Dodałem, uśmiechając się. Spojrzała na mnie, jakby analizując moje słowa.
-A co z tobą?-Zapytała zmartwiona. Wzruszyłem ramionami.
-Potrafię się regenerować, nic mi nie będzie-Przytaknęła, po czym ubrała kurtkę. Muszę przyznać, że bardzo jej pasowała.-W porządku. A teraz wstań.
-Victorze, naprawdę nie mam już sił-Powiedziała zrezygnowana.
-Wiem.-Odparłem, a ona spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem.-Poniosę cię. Miasto nie może być daleko.-W ten oto sposób skończyłem idąc z Reniś na plecach. Była całkiem lekka, a pozatym ogrzewała mnie zupełnie tak, jakbym miał na plecach ciepły kocyk. Rozmawialiśmy wesoło posuwając się w kółko na przód, aż w końcu usłyszałem cichutkie pochrapywanie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Rzeczywiście była zmęczona. Kiedy jednak nie miałem już z kim rozmawiać oddałem się w krainę moich rozważań. Opuszczając teren watahy nie zauważyłem, by ktokolwiek się zmienił. No, ogólnie mało kogo widziałem. Dlaczego więc jesteśmy ludźmi? A może..może mamy jakiś cel? Jakąś..misję..do wykonania? Jeśli tak, to jaką? Westchnąłem ciężko. Co by to nie było, mam nadzieję szybko przyzwyczaić się do nowej formy..a jeszcze szybciej ją stracić. Nie mogę zaniedbać biegania! W oddali zobaczyłem ulicę. Zbliżaliśmy się! Niemalże słyszałem dźwięki miasta. Chociaż zdążyło mi się znaleźć tam raz, przypadkiem. Ten świat..był zupełnie inny. Pamiętam, że wzięto mnie za bezpańskiego psa i goniono. Ludzie są dziwni. Poruszają się w jakichś maszynach, używają sprzętów wydających pikania..kosmos. Wtedy właśnie dostrzegłem małego kotka. Posiadał króciutkie, białe futerko. Był to jedyny szczegół, jaki byłem w stanie dojrzeć. Wybiegł na ulicę, a ja stanąłem nagle dęba. Prosto na niego jechało auto. Ogromne auto z jakimś doczepionym ładunkiem. Kociak odwrócił się gwałtownie i puff. Zmiażdżyło go. Odwróciłem szybko wzrok, a moja towarzyszka poruszyła się niespokojnie na moich plecach. Nie obudziła się jednak. I dobrze. Nie chciałem, by to widziała. Kierowca nawet nie zauważył, że zabrał zwierzęciu życie. Zupełnie, jakby była to dopiero co wystająca z ziemi roślinka, niechcący przydeptana. Widok bieli zajmowanej przez krwawe plamy wstrząsnął mną i wzbudził we mnie kompletna niechęć do wychodzenia na ulicę. Czy nas też by nie zauważył? Czy gdyby odebrał “ludzkie” życie również przeszedłby obok tego obojętnie? Potrząsnąłem nerwowo głową, starając się odpędzić myśli. Muszę zabrać Reniś z tego ziąbu. Poruszyłem się z trudem odwracając wzrok. I wtedy to dostrzegłem. Miejsce, przy którym często zatrzymują się samochody, by po uzupełnieniu się w dziwny płyn odjechać dalej. Stacja. Już poczułem unoszącą się woń parówek.. hot-dogi. Czy tak się to nazywało? Byłem taki głodny.. nie pewnie ruszyłem na stację.
-Hej, śpiąca królewno..-Powiedziałem ciepło, w stronę przyjaciółki-Wstawaj, zaraz czeka nas przystanek.-Miałem tylko nadzieje, że ludzie nie będą nam zadawać pytań. W końcu, nie mamy żadnego samochodu, którym moglibyśmy tam przyjechać. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że za pokarm należy zapłacić.
<Renes, śpioszku? :*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT